Zamarzam. Kaloryfery znowu zimne. Jak rano wychodziłam to było mega zimno na dworze, mgła, para z ust i w ogóle zima. Później zrobiło się trochę cieplej na dworze, ale bez przesady, żeby od razu wyłączać ogrzewanie?! Już mnie to wkurwia, bo ciągle w domu marznę. Co za debil to wymyślił? To tylko na noc będzie się ogrzewanie włączać? Cały dzień będzie wyłaczone? Pierdolę takie coś. Chcę mieć ciepło w domu. A nie że siędzę zawinięta w koc i się telepię z zimna. No kurwa. Paranoja. To że na dworze jest kilka stopni, to nie znaczy, że tyle wystarczy żeby wyłaczać ogrzewanie. To już chyba chcę żeby była zima, minus 20 stopni na dworze, może wtedy w domu mi będą grzać normalnie.
Jak nie będę niedługo chora, to chyba będzie cud.
Opuchlizna zeszła mi na tyle, że zaczęły mi mocno przeszkadzać szwy. W ogóle myślałam, że już jest dobrze i prawie tego nie widać, ale jakoś każdy zauważył. Może dlatego mi się wydaje, że jest lepiej, bo przyzwyczaiłam się do gorszego widoku.