Temat nasunął mi się w związku z wyjazdem do kina i rozmową na ten temat z koleżanką, którą serdecznie w tym miejscu pozdrawiam.Wyobraźmy sobie rok... niech będzie 1927. "Pan Tadeusz" - epopeja narodowa, skarbnica wiedzy o obyczajach Rzeczpospolitej w XIX wieku, jednym słowem klasyk. Chcąc zapoznać się z jej treścią, szesnastoletni Maciej poświęca kilkadziesiąt godzin na lekturze. Po przeczytaniu uśmiecha się, odkłada książkę na półkę i jest zadowolony bądź nie. Obrazek numer dwa: rok 2013. "Pan Tadeusz" - cholernie gruba książka, do tego pisana wierszem, pewnie gniot jakiś. A baba z poloka zadała na przyszły tydzień! Wnuk pana Macieja - Rafał siada do komputera i ściąga streszczenie. Rzuciwszy okiem na jego objętość (DWADZIEŚCIA CZTERY STRONY!!!) decyduje się na obejrzenie filmu. Co my tu mamy... Jeeezuuuu, całe dwie godziny! No trudno, trzeba się namęczyć. Rafał wrzuca płytkę do odtwarzacza i ogląda. Mamy świat przedstawiony na tacy, piękne kreacje postaci, fabułę w pigułce, całkiem znośną muzykę, no i - co najważniejsze - nie trzeba nic czytać!
Te niezwykle przekolorowane i ironiczne obrazki pokazują, jak zmieniliśmy się na przestrzeni tych osiemdziesięciu lat, jak zmienił nas postęp techniczny.
No bo tak: współcześnie serwuje się nam coraz to nowsze techniki wyświetlania obrazu, coraz to bardziej realistyczne. Do tego na rynku pojawiły się audiobooki, których powstaje coraz więcej. Do czego zmierzam? Ano do tego, że prawnuki Rafała będą prawdopodobnie prosić dziadka, żeby opowiedział im o czasach, w których czytało się jeszcze książki. Rozwój kultury audiowizualnej nie jest zły, ale musimy nauczyć się odpowiedniego korzystania z nowinek technicznych. Czy nie jest tak, że na filmie nie trzeba tyle myśleć? Wracając do przykładu "Pana Tadeusza" - sam krajobraz, świat przedstawiony. Czytając opisy pana Mickiewicza byliśmy zmuszeni do wyobrażenia sobie tego. Oglądając film jesteśmy zmuszeni jedynie do otwarcia oczu. Oczywiście lubię oglądać "ruchome obrazki", jak pewnie wielu z Was, jednak dobrej książki nie można zastąpić nawet bardzo dobrym filmem.
Nie tylko o tym mowa: problemem są też powszechne próby wpływania na nas właśnie za pomocą czegoś łatwo zauważalnego, charakterystycznego, rzucającego się w oczy czy kontrowersyjnego. Co pierwsze zwróci uwagę: bilboard nightclubu czy banner z napisem: "Pij mleko, będziesz wielki"? Wiadomym jest, że im coś bardziej kolorowego, krzykliwego czy kontrowersyjnego, tym bardziej przyciąga uwagę tworząc z nas potencjalnego klienta. Pasuje tutaj określenie używane w stosunku do literatury baroku: przerost formy nad treścią. Podobnie dzieje się także w muzyce: weźmy sobie teledyski sławnych gwiazd muzyki pop, gdzie większość kręci tyłkiem przez pięć minut podśpiewując przy okazji. O mamy kolejny teledysk. tu główna bohaterka najpierw kręci tyłkiem, potem obija się o ściany korytarza po to, żeby w punkcie kulminacyjnym wskoczyć do łóżka ze swoim facetem. Wszystko dzieje się przy akompaniamencie rockowych gitar i głosu wokalistki śpiewającej o tym, jaka to jest fajna. Czapki z głów, toż to arcydzieło! Ekhm.
Sprawa wygląda nieciekawie. Mamy w dzisiejszych czasach mnóstwo słów, obrazów i dźwięków, mamy możliwości, by je odpowiednio wykorzystać, możemy przekazać wiele dzięki rozwiniętej komunikacji. Tymczasem internet wielu służy głównie do umieszczania filmów typu "Jestem hardkorem". No powiedzcie: czy to nie jest głupie? Może i śmieszne, ale przede wszystkim głupie. A potem 3/4 Polski na widok czegoś niesamowitego, niecodziennego powtarza: "Ale hardkor!". A to wszystko na cześć kolesia wdrapującego się po kablu na ścianę bloku. Brawa i oklaski, Polska też ma swoich bohaterów, nie mamy się już czego wstydzić!
Nauczmy się wykorzystywać odpowiednio możliwości, jakie mamy.
Inni zdjęcia: :) harrypottergallery:) harrypottergalleryHarry z Ginny harrypottergallerySzczęśliwy Remus :) harrypottergalleryRemus Lupin :) harrypottergalleryZamyślony Harry harrypottergallery:) harrypottergalleryRemus i Tonks harrypottergalleryUliczka acegRemus i Tonks harrypottergallery