Leżałem skopany przez tłum, stali nade mną i uśmiechali się dumnie. Dyszałem ciężko, nie licząc na pomoc. Dusz-no. Głoś-no. Du-żo. Leżałem cichutko, cichutko oddychałem. Ci-sza. Na-dzie-ja. Ktoś chwycił mnie i uniósł. Moje zaryczane oczy piekły. Podnoszę powieki, a w głowie odbija się echem głos wybawcy i kata.
- Zagubiony kocie, co tutaj robisz?
- Czekam na śmierć.
Czuję, że westchnąłem. Widziałem wszystko przez zaparowane szyby. Przyciskam twarz do szklanej podłogi, zamykając się. Skuliłem się w sobie, ukrywając głowę w ramionach. Ręce drżą mi ze strachu, a kat obejmuje mnie mocno, lisim ogonem. Syczą myśli w mojej głowie, w głowie mojej syczą myśli.