Z Lublina do Warszawy było w porządku. Natomiast w pociągu do Gdyni były siedzenia, których oparcia uniemożliwiały jakikolwiek ruch głową. W rezultacie już po 30 minutach mój kark promieniował bólem. Niech no tylko się dowiem, kto z zarządu PKP jest za nie odpowiedzialny. Spalę mu dom. Jak można mi było tak obrzydzić jazdę?
Na szczęście w drodzę DO było znacznie lepiej. Nie dość, że sobie solidnie pospałem, to jeszcze rano znalazłem się w przedziale z dziadkiem, który wyglądał jak Lord z Deep Purple. Zaczęliśmy sobie gadać. Właściwie to on prowadził monolog. Arcyciekawy monolog.
Rety, rety. Trochę jestem z siebie dumny, że nie poszedłem od razu spać. Bardzo dobrze! Będę miał dłuuugaśny dzień.
O ile na gadu przed chwilą był sam bot, to teraz zaczynają się pojawiać pierwsi popaprańcy. Jak można tak wcześnie wstawać? :P
Bregovic dzisiaj. Na reszcie zjawię się na jego występie. Och! Ach! Za to ominął mnie koncert Elizy ;(
Wiecie, że w Lublinie nie ma specjali?
Mają za to perłę. Całkiem w pytkę.
Wiecie, że w Lublinie "w pytkę" oznacza coś, że sobie pozwolę napisać, ekstra?
Czy wiecie, że w Lublinie mówi się "ale z niego zialiśmy"? Głupie, nie?
Czy wiecie, że w Lublinie mogą łączyć wódkę z piwem, ale wina z piwskiem już nie?
Podróże uczą. Nie ma co.
A zaległe posty z przeróżnych for to chyba pół dnia będę czytał.