Ot, zachód słońca
Jeszcze pięć dni, no, 4 i pół dnia będę leżał na łóżku, nie mówiąc o ruszaniu się z domu. Może z jednym wyjątkiem. Dlaczego? Ponieważ mam w brzuchu trzy zaszyte dziury po trokarach laparoskopa i teraz odpoczywam czekając, aż się tam pozrastam i będę mógł z powrotem żyć wśród ludzi.
Zaskoczeniem była dla mnie konieczność pozostania tydzień w bezruchu, kłóci się to z moimi obowiązkami zawodowymi, ale na szczęście łba mi szefostwo nie ukręci.
Najpiękniejsza dziewczyna na świecie powiedziała, że wyjeżdża na 5 miesięcy i chciałaby się przed wyjazdem spotkać. A wyjechać ma przed terminem mojego wstania. W domu jej nie przyjmę, bo syf, a nie mam jak posprzątać, będę się musiał wyczołgać do parku. Ale spoko, damy radę.
Wciąż mam nadzieję, że "5 miesięcy" to tylko pomyłka, że miała na myśli "5 dni", może "5 tygodni", zwłaszcza, że przedtem powiedziała "nie na długo".
Ale tak, Józef po raz kolejny musi się ogarnąć, odświeżyć umysł, uciszyć uczucia, pójść po rozum do głowy i przejść w końcu na tę słynną już drugą stonę, nie patrząc wstecz. Trzeba się odwócić się od tego bezowocnego, bezsensownego i beznadziejnego kierunku marzeń, bo i tak do niczego się z tym nie dojdzie. Należy zrewidować swoje priorytety, poszukać czegoś nowego, złapać w żagle świeży wiatr zmian i zacząć działać racjonalnie. Znowu.