teraz wiem, że nastąpiła moja śmierć. gdzieś tak z 31 marca na 1 kwietnia umarła ta zawsze śmiejąca się Ada, zostało tylko jej ciało, dusza poszła w pizdu. teraz wstając przed ósmą z łóżka cała się trzęsie z zimna, z oczy dobrowolnie płynął łzy a głowa napierdala od płaczu w zeszłą noc. powoli przestaję czuć cokolwiek dobrego, tylko przeszywający ból w środku, pragnę ciepła, miłości, ale nie mam, nie dostanę, żyję i ranię. i choćbym chciała coś sobie zrobić to brak mi sił, boję się, boję się że coś mi się nie uda, boję się piekła! przecież sama tak kiedyś tłumaczyłam, że samobójcy to tchórze, żyć trzeba umieć, trzeba iść po trupach, ale ja tak nie potrafię, mimo że jestem suką, bo odrzucam każdą pomoc, należy mi się trochę ulgi. bardzo proszę, dajcie mi odżyć!