pęka cienka skorupka pod którą chowam głowę.
przedostają się pod powierzchnię promienie słońca.
oświetlają ciemność która pochłaniała rzeczywistość.
wyłaniają się z mroku chciwe ręce i puste oczy.
nie chce widzieć, czuć, poznawać w tym świata.
zbyt ciężka jest realność wokół mnie.
dlaczego nie mogę zasnąć na czas zawieruchy.
zostać w pudełku wyobrażeń i nie doświadczać.
zapomnieć ze życie przelatuje między palcami.
że gawiedziowstręt jest silniejszy niż rozum.
na krótkiej smyczy sama siebie trzymam.
nie dopuszczam do siebie myśli o wolności.
uwięzione w czterech ścianach umysły.
gdzie tamta ja która biegała po słońcu?
liczyła kamienie na drodze, zbierała sny?
co się stało z człowiekiem we mnie?
nie czas na łzy, mówią.
wszystko będzie dobrze.
nie znajduję w sobie sił.
boję się dnia w którym obudzę się bez rąk.
nie będąc w stanie dotknąć nawet powietrza.
zginę, niesiona wyrzutami sumienia.
muszę wstać, biec, wziąć życie za nogi.
muszę działać, rozgonić mgły ciamności.
muszę żyć, gonić ten świat.
muszę...... być.
kim jestem?