Ech.
Rozwalona na fotelu, zastanawiałam się nad dwoma rzeczami. (Wiatr chlastał mnie po twarzy włosami, ale było zbyt gorąco, by chciało mi się unieść szybę.) Po pierwsze, jakim cudem mogę używać do procesów myślowych budyniu, który był kiedyś mózgiem, jednak po ataku temperaturą przekraczającą optimum, stał się bezkształtną masą? Po drugie: jak kobiety tapetujące się na co dzień znoszą taką temperaturę? Czy pomarańczowa maska nie jest czynnikiem izolującym, uniemożliwiającym pozbywanie się zbędnego ciepła?
Ja się poddaję.
30 stopniowa temperatura to stanowczo za dużo dla mojego organizmu. Z ulgą powitam jutro 20 stopni i lekki deszczyk.
Jaśmin pachnie i wchodzi mi do pokoju, odwodząc od matematyki.
Tytanicznym wysiłkiem zaczynam naukę.
Edit:
Moja nauka polega na tym, że jednym okiem zezuję na kartkę z zadaniami, drugim na monitor i zmieniam wystrój pb, a mózg zajęty jest obsesyjnym myśleniem o tym, że mam ciągle brudne ręce. Nie lubię gorąca -.-