Coś źle sypiam. A to idiotyczne sny mnie nawiedzają, a to rynny wydają z siebie agonalne jęki pod naporem ulewy, a to wiatr zawodzi żałośnie w malutkiej szparce między oknem a futryną, to w końcu rzucam się niespokojnie po łóżku.
Chyba czas iść do spowiedzi.
W piątek wypieprzamy do Krakowa i gitara i iha, byle do przodu. No i mam zamiar wrócić, wbrew temu, co niektórzy mniej lub bardziej dobitnie sugerują i to o własnych siłach, a nie wieziona w czarnym, plastykowym worku, co także mi sugerowano. Toć ze mnie dość zaradne dziecko i wola przeżycia zaskakująco dziarsko bucha w moim sercu i mózgu, zatem dam se radę. Bym się zdziwiła, gdybym sobie nie dała. A niezapomniane przeżycia przywiozę też zarówno przecież. Więc gitara.
No. A teraz idę pisać. Bo się lenię ostatnio.