Czuję się wypoczęta psychicznie.
I chociaż padam na ryj, a stopy ćmią od czasu do czasu bólem, jest mi dobrze. Bo to nie jest takie zmęczenie jak po 8 lekcjach w szkole i kolejnych 4 z metabolizmem. To takie zmęczenie pod tytułem: wracając złapał nas świt, kładłam się, jak było jasno, spałam cztery godziny, ale było warto.
Mam ochotę wziąć ciepły prysznic, ubrać się w moją wielka koszulkę nie wiadomo po kim z "up to date" na froncie, wypić kubek kakao, wpełznąć pod cieplutką kołdrę, złożyć głowę na pachnącej owocowo Fructisem poduszce, popatrzeć w mrok, załzawić oczy ziewając, poczuć ulgę pod powiekami, sennie wtulić się w ramiona Morfeusza, który z pewnością ma allele dominujące.
I wszystko byłoby pięknie, gdybym nie miała ochoty na kakao akurat w TYM kubku. Wiem, że to mi przejdzie. Ale naprawdę nie lubię tej części mojego mózgu, której zależy, która rozpamiętuje i roztacza wizje z żywymi ludźmi.
Ale i tak czuję się wypoczęta psychicznie. Bardzo. To takie....
miłe uczucie.
Piosenki na A są bardzo fajne.