Dzień ? Uh, nie wiem. Chciałabym napisać, że dzień jak codzień, jednak nie.
W szkole myślałam, że się za chwilę rozpłaczę.
Coś mnie mocno ścisnęło za serce, nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić.
Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę to rozmowa z kimkolwiek.
Siedziałam na parapetrze na półpiętrze, wpatrując się w obraz za szybą.
Zastanawiałam się co się stało?, gdzie podziewa się J.J ?.
Cóż, nie było jej, nic na to nie mogłam poradzić.
Na samym początku przerwy poszła do L. i tyle ją widziałam.
A potem pełna przekonania stwierdziła, że nie wiedziała gdzie się podziewam, huh. Szczególnie miło, bo stałam z nią, a ona sobie po prostu poszła. Zresztą nie ważne.
Zabolało, jednak miałam chwilę dla siebie. Siedziałam w ciszy (przynajmniej tej wewnętrznej) i zastanawiałam się nad tym wszystkim.
Chwilę wcześniej zobaczyłam M.M. i A.K., do których chciałam podejść. Taaak, zobaczyły mnie i zwiały na piętro.
Miło, a uważają się za takie koleżanki... Cóż.
I właśnie wtedy siadłam na parapet, myślałam.
W mojej głowie natłok wszystkiego, począwszy od TH (sami wkradli mi się domyśli), skończywszy na łzach, że jestem beznadziejnie sama.
Wtedy podeszła do mnie S.D, bo ona również chodzi sama na przerwach.
Niech się nie do siada, kręciło się gdzieś w moich ustach - chciałam po prostu pobyć sama. Można chwilę odpocząć od udawania radosnej dziewczynki, która jest otoczona toną równie radosnych znajomych.
Niektórzy nie zastanawiają się nad tym, co robią i o czym mówią.