photoblog.pl
Załóż konto

Czesc 104

Dear Death

 

  Bez słowa wracam do domu, a za mną wchodzi tata. Nie protestuję, gdy idzie za mną aż do pokoju.

- Liczyłem na to, że zdążę się jeszcze z tobą zobaczyć, choć wiedziałem, że nie uda mi się być na pogrzebie. - przerywa ciszę dudniącą mi w uszach.

- Pogrzebu nie było. - słowa skierowane w jego stronę, są niczym sól w moich oczach.

- Słucham? Jak to? Jeszcze nie rozmawiałem z nikim na ten temat, wiesz, jaka jest twoja matka - widzę realne zdumienie na jego twarzy.

- Niestety, zbyt dobrze wiem jaka jest moja matka - akcentuję ostatnie wyrażenie, patrząc na niego jednoznacznie.

- Proszę cię, nie chcę się kłócić. - przysiada ostrożnie na krawędzi łóżka, widzę, jak analizuje każdy swój ruch, zupełnie jakby siedział w klatce z rozwścieczonym tygrysem. - My się nigdy nie kłóciliśmy - dodaje łagodniej, a mi żołądek podchodzi do gardła. Boję się, co dalej powie.

- A potem, ty zniknęłaś, zmieniłaś numer telefonu, pocztę, usunęłaś konta na portalach społecznościowych, aż w końcu, z rejestrów zniknęło i nasze nazwisko. A teraz jesteś, po tylu latach, stoisz przede mną, tak, jakby te kilka lat nie miało miejsca. Czy jesteś w stanie powiedzieć mi, dlaczego? - Podpiera brodę pięścią, zaczynają mi drżeć kolana, więc siadam na parapecie.

- Dlaczego co? - Staram się za wszelką cenę sprawiać pozory spokojnej i pewnej siebie.

- Dlaczego wyjechałaś bez słowa, mając zaledwie dziewiętnaście lat i to w dzień, kiedy ja pojechałem podpisać umowę na wynajem mieszkania blisko wydziału prawa, na który miałaś uczęszczać od października tamtego roku? Dlaczego studiowałaś medycynę kilkadziesiąt kilometrów stąd i nie raczyłaś dać znaku, że żyjesz przez ponad rok, aż w końcu, odezwałaś się do Alice? Nie do mnie, nie do mamy, tylko do Ali? -wyrzut w jego głosie podrywa z martwych resztki mojego sumienia.

- Skąd wiesz, że studiowałam medycynę? - marszczę brwi, tu udało mu się mnie zaskoczyć.

- Nie zdążyłaś zmienić nazwiska, panno Priceton. - Krzywię się nieznacznie na jego słowa.

- Wiedziałeś? I nie zareagowałeś? - upewniam się, czy dobrze rozumiem. Z tego, co właśnie mi powiedział, znalazł uczelnie, na którą chodziłam, wiedział jak sobie radzę i gdzie mieszkam, lecz mimo to nie odwiedzał mnie, nie nękał, nie nalegał na powrót.

- Dopóki myślałaś, że nikt nic nie wie, nie uciekałaś dalej. Mogłem spać spokojnie, do czasu, aż twoje nazwisko zniknęło z rejestru.. - obserwuje mnie bacznie, wypatruje każdego ruchu mojej twarzy. Jedynie kiwam głową z aprobatą, totalnie zaschło mi w gardle, a nawet nie wiem, co mogłabym powiedzieć.

- Gdzie teraz mieszkasz? - zadaje pytanie, na które mimowolnie unoszę brwi. Czy on naprawdę sądzi, że teraz wszystko jest dobrze, że minione lata przepadną i będziemy rodziną?

- Dość daleko. Wracam na dniach - podkreślam fakt, że nie zostanę, nie wracam tu i nie zamierzam nigdy tego zrobić.

- Ach.. Mogłem się spodziewać - uśmiecha się, lecz przebija się przez niego fala smutku.

- Nie wrócę tu, nie będę wam psuć idealnej rodziny, za którą się uważacie, spokojnie - nie mogę powstrzymać wibrującej ironii, którą nasączone jest każde słowo.

- Hope, jesteś moją córką, zawsze byłaś dla mnie idealna i najważniejsza. Nie potrafiłem patrzeć, jak płaczesz, jak się złościsz, jak coś ci nie wychodzi, lub jak smutna jesteś, gdy wychodziłem do pracy i znowu przychodziło się pożegnać.. - Żal buja się w jego oczach, widzę go aż zbyt dobrze.

- Ale wychodziłeś. Zostawiałeś mnie samą, samą skazaną na klęskę.. Wychodziłeś pomimo moich łez... - zagryzam wargi, boję się, że zaczną drżeć. Opuszcza głowę, ciężar tamtych dni przygniata go do ziemi.

- Tak mi przykro.. - widzę w nim troskę, lecz jest już za późno. Bierze głęboki oddech, chce zmienić temat, pragnie wydostać się z ruchomych piasków, w których utknął.

- Kiedy pogrzeb? - pyta nienaturalnie wysokim głosem.

- Aakash został zamordowany, pogrzeb jeszcze zaczeka, co najmniej dwa dni. - Cieszę się, że to ja przekazałam mu tę informację, powiedziałam coś, co jeszcze bardziej wytrąciło go z równowagi. Uchyla usta w wyrazie zaskoczenia, jednak po mojej postawie musi widzieć, że rozmowa zakończona.

- Kim teraz jesteś? Lekarzem? - na koniec stara się jeszcze czegoś dowiedzieć, zupełnie tak, jak robił to zawsze.

- Nikim, z kogo mógłbyś być dumny. - przełykam ciernisty kwiat, tkwiący mi w ustach przez całą rozmowę.

- Zawsze jestem z ciebie dumny - uśmiecha się.

Jeden gest, tak bardzo przepełniony emocjami. Uśmiech wyrażający przeprosiny, uśmiech pełen smutku, uśmiech, jako namiastka radości, pozostałej z dawnych dni.

 

Zamykam za nim drzwi i na drżących nogach, z bielizną i koszulką w dłoni, gnam do łazienki. Wpadam pod prysznic, odkręcając niemal wrzącą wodę. Gryzę się w przegub, tłumiąc krzyk. Osuwam się po szklanej ścianie, siadając w parzącej wodzie, która pali całe moje ciało. Wstrząsam się co chwila, drży mi szczęka, nie jestem w stanie wydobyć z siebie dźwięku.

Gdy moja skóra skrzy się czerwienią, trę ją energicznie ręcznikiem i ubieram czystą bieliznę oraz koszulkę, ledwo zakrywającą pośladki. Liczę na to, że nikogo nie spotkam.

Udaje mi się przemknąć niezauważoną. Wpadam do pokoju i zatrzaskuję drzwi na klucz. Rzucam ubrania w kąt, przeładowana złością dopadam się do plakatów oblepiających ścianę i drapię papier naklejony na farbę wiele lat temu. Nie zwracam uwagi na łamiące się paznokcie, na kolejne smugi krwi pozostające na przybrudzonym kolorze farby.

- Hej, dość, dość... - ktoś chwyta mnie za ramiona i odciąga od powierzchni. Oddycham ciężko i staję spokojnie, patrząc na to, co zasłaniały plakaty. Widzę masę wydrapanych wzorów, widzę setki kresek rysowanych czarnych długopisem, w równych rzędach, po siedem w każdym.

Zamykam oczy i przypominam sobie siebie, rozchwianą nastolatkę, która odlicza dni do upragnionej wolności.

Wlepiam spojrzenie na niemych świadków mojego upadku, na świadków mojej katastrofy, a następnie na bruneta, który znowu wyciąga mnie z opresji.

- Witamy w piekle - wypowiada dokładnie to, co właśnie tańczy mi na wierzchołku języka. 

 

Chyba czas na urlop od fotobloga.

Dodane 10 KWIETNIA 2017
304
~andzia weny na pewno ci nie brakuje, bo swietne to opowiadanie hihi
a urlopu czasem każdy potrzebuje
04/05/2017 21:14:18