Zegarek wskazywał dokładnie ósmą dwanaście, gdy przekroczyłam próg szkoły w poniedziałkowy poranek. Jestem spóźniona, to pewne. Już po mnie, przeszło mi przez myśl. To akurat było bardziej niż pewne. Pierwszą lekcją była historia z profesor Midler, kobietą, która nie toleruje niczego począwszy od spóźnień, poprzez rozmowy, na samych uczniach kończąc. Postrach liceum, ot to.
Cudowny początek tygodnia.
Nabrałam głęboko powietrza, wspinając się po schodach na pierwsze piętro. Rozważałam możliwość posiedzenia tej godziny w toalecie, ale ostatecznie zdecydowałam się podjąć ryzyko. Zmierzenie się z moją nauczycielką wymagało naprawdę wiele odwagi, a ja jestem osobą odważną, Przynajmniej w większości przypadków.
Nawet nie wiem, kiedy dotarłam pod salę numer dwadzieścia pięć i weszłam do środka, próbując zebrać się w sobie.
-Dzień dobry, przepraszam, za spóźnienie, ale..
-Proszę się nie tłumaczyć panno Brown.- przerwała mi, nawet nie odwracając się od tablicy.- Piętnaście minut spóźniona, to już nieobecność.
Zacisnęłam zęby i spojrzałam na zegarek.
-Przepraszam pani profesor, jednak jest dopiero czternaście po ósmej.- powiedziałam cicho, przestępując z nogi na nogę. Kilka osób w klasie zachichotało cicho, a kobieta spojrzała na mnie przez ramię.
-Nie na moim zegarku panno Brown. Jest Pani nieobecna na mojej lekcji. Do widzenia.
-Ale..
-Do widzenia.- powtórzyła głosem nieznoszącym sprzeciwu.
W mojej głowie rozbrzmiało tysiąc epitetów, którymi miałam w tamtym momencie ochotę ją obrzucić, ale nie odezwałam się nawet słowem. Obróciłam się z powrotem do drzwi, napotykając spojrzenie mojej przyjaciółki. Przewróciłam oczami i pchnęłam drzwi.
-Do widzenia.- mruknęłam i wyszłam.
Wniosek z tego taki, że mogłam od razu skierować się do toalety. Zachowałabym resztki godności i dobry humor, a tak w paskudnym humoru musiałam znieść jeszcze pół godziny, nim ktokolwiek się do mnie odezwie i odgoni złość. Ktoś, czyli Samantha, moja najlepsza przyjaciółka, która chwilę wcześniej miała czelność się ze mnie nabijać.
Do diabła z tym, pomyślałam i ruszyłam wzdłuż korytarza. O tej porze dziedziniec powinien być pusty, toteż właśnie on został moim celem. Nie wiedziałam jeszcze co będę przez ten czas robić. W ostateczności mogłam po prostu położyć się na ławce i po prostu gapić w chmury. Mimo, że nudne, zawsze to jakieś zajęcie.