Mam dosyć.
Tych słów rzucanych na wiatr, sztucznej miłości i przyjaźni, pierdolonych nauczycielek,
poprawiania ocen na jebany semestr, zimna, braku nikotyny w płucach.
Czuję się żałośnie, czekając na wiadomość od Ciebie. Po tym wszystkim co mi zrobiłeś. Jestem gotowa Ci wybaczyć, pomimo tego, że jeszcze nie przeszło Ci przez myśl, żeby mnie przeprosić.
Chciałabym z czystym sumieniem spojrzeć Ci w oczy, uśmiechnąć się i głośno oraz całkowicie szczerze oznajmić, że już mi nie zależy. Chciałabym.
On? leży gdzieś tam pewnie na jednej z chmur najebany w cztery dupy z jointem w ręce i jak zwykle śmieje się sam do siebie twierdząc, że widzi ufo .
I proszę, spełnij moje ostatnie życzenie. Podaruj mi siebie. Bez wielkiego pudła, kolorowego papieru i czerwonej wstążeczki. Tylko siebie.
Pamiętam, gdy kiedyś wracałam do domu i włączając na ful muzykę biegałam po pokoju i śpiewałam . jedząc obiad nabijałam się z czegokolwiek. na lekcji robiłam przypały, a w autobusie wciskałam ludziom kity, że wsiadły kanary. teraz siedzę tu, piszę ten kolejny, nudny wpis, w uszach leci jakaś powolna nuta, ludzie w autobusie już nie pamiętają dawnej Mnie i dodatkowo czuję, że umieram. z dnia na dzień serce bije co raz słabiej i co raz ciszej. tak, przez Niego, kurwa.
Nie jesteś wart moich przeszkolonych źrenic .