Tak więc wczoraj nie byłam w szkole. Rejestrowałam się na te śmieszne rehabilitacje. I taaaak,tak. Nie ćwiczyć na wfie, nie jeździć, nie dźwigać. Śmieszni ;P
I ogólnie wracałam autobusem ... Na wózku siedział chłopiec. Miał jakieś 8 lat? Był taki ..taki nieobecny, jakby całkiem gdzie indziej był. Jakby "wyłączony" i niedostępny. Dziwne uczucie. Naprawdę dziwnie, dziwnie, dziwnie się poczułam. Żal mi się go zrobiło. Chłopak zapewne do końa życia nie zazna przyjemności chodzenia na własnych nogach, a my się przejmujemy jakimiś głupimi, przyziemnymi, codziennymi sprawami. Nie mówię, że będąc na wózku, nie może przeżyć dobrze życia. Ale pawda jest taka, że zawsze będzie nieco "ograniczony"... Nie spodziewałabym się u siebie tak gwałtownej reakcji. Zwłaszcza to, że zanim doszłam z przystanku do domu, łzy mi zaczęły lecieć. Jakoś tak ..nie wiem, nie potrafię tego ująć.
Tak z innej beczki: dzisiejszy dzień w szkole był totaaaalnie nudny. Matma, potem na fizyce zastępstwo-kolejna matma. Potem dwa polskie, na których oglądaliśmy film, podczas którego przysnęło mi się xd. Później zastępstwo za angielski. Zastępstwo za historię i muzyka. ooooough! No a potem poszłam z Paulą do miasta i przyszłyśmy do mnie ^
-Bóg się roooodzi, moc trucheeeeleje...
-Jaki k* bóg? Niiiiiie ma żadnego boga!