ta. mały skrzat, trzymający Julkę, która ma teraz 6 lat.
poszłam do szkoły.. wróciłam. to nic, że wróciłam zajebiście wkurwiona, to nic.
nienawidzę mojej klasy.
kurwa mam ich dość! chcę wyjść z tej szkoły i mieć ich w dupie, ale jak narazie skazana jesstem jeszcze na 1,5 roku.
siedziałam na "religi" i pomagałam rafałowi napisać autocharakterystykę. 3/4 pracy moje. zawarty cytat, przemyślenia itd. i co za to dostałam ? gówno. nawet dziękuję nie usłyszałam. ale jak przyszła informatyka, i nie umiałam zrobić jakiegoś popieprzonego obliczenia w officie, to żadna z dziewczyn mi nie pomogła. tak, jedna chciała mi przecież dać rozwiązanie. no i co z tego bym miała ? chciałam to zrozumieć.
a więc dziękuję serdecznie ;
na domiar złego wszyscy udają takich okej, a są fałszywi.
wrócilam tak zła, że porażka. rozlałam gorącą czekoladę na całym blacie w kuchni, zjadłam pistacje mamy, a powiedzialam, ze ich nie ruszę, bo mialam swoje i teraz siedzę.
jutro mam sprawdzian z muzyki. zaczęłam słuchać tych utworów. i co ? na 30 umiem może 5. fajnie.
słucham ich dopiero teraz. a mogłam już od jakiegoś miesiąca. czy ja muszę robić wszystko na ostatnią chwilę ? nie mogę czasem czegoś zaplanowac ?
i bd miała klasówkę z fizyki, z całej dynamiki i jak ktoś mi nie pomoze, to dostane zero i jest fajnie ;]
edit. no .. tak, zachciało mi się śpiewać na poprawę humoru i mam wrażenie, że płuca wypluję zaraz.
.. umiem już chyba 10 piosenek z 30.
jakoś to bd.