Był to miły, świąteczny wieczór. Ksiezyc świecił już w pełni, i z oddali było widac mnóstwo migocacych światełech na domach. W zimnym chłodnym wiaterku czuc było woń przerozniejszych dań wigilijnych. W domku Bobby'ego, Sam, Dean orac Castiel, mimo wszystko swiętowali jak należy. Poprzedniego dnia zdąrzyli uciec przed Raphaelem w statniej chwili. Było już po 20, choinka w domu Bobba była nieozdobiona, gdyż poprzedniego dnia nie zdąrzyli jej ubrac, zresztą, w taki dzień , nikt i tak nie miałby ochoty sstroic choinke, z wystraszoną mina, czy czujnym wzrokiem,sadząc ,ze ktos jest za plecami, gotów do walki. Wszyscy już zdązyli sie upić, Sam zasnął na fotelu, a Singer grał wraz z Dean'em i Castielem w pokera przy stole, Kto przegra ten pije, kto wygra pije więcej. Dwa razy Winchester ograł Cass'a ,lecz tym razem w rundzie wygrywał upadły Anioł. Uradowani i z ruiencami od picie whiskey, wódki oraz piwa, szczesliwie zapominali o smutkach. Dean co chwila zerkał na Cassa który beztrosko sie uśmiechał. Wyglądał jak dziecko, które fascynuje sie kazdą małarzeczą. Coś , o czym Dean już zapomniał...no może poza nadziewanym plackiem.
-YEEAAAHHH~~!- krzyknał Castiel. -Wygrałem!!
-Nosz kurwa! Cass! Jak mogłeś !
-I tak przegrywałeś, żadnej pary hahaa!
-Dobra chłopaki.. -powiedział rozciągając się Bobby, pijąc szkklankę whisky za swoją przegraną. -Ja sie kladee, ehh.-Po tych slowach wstał, zachwiał się, i padł na kanapę, po chwili głośno chrapiąc.
Castiel wypił dwie szkalnki whisky z lodem, wykrzywiając twarz, a Dean przyglądał mu się i podparł głowe ręką.
-Caaaaaassss?- Zapytał Winchester.
Castiel wstał i się zachwiał.
-Dean! Ogłaszam, że.. że ... oh... Dean... - zachwiał się i przechylił w bok powli upadając. Dean szybko wstał i złapał go i przy okazji upadając na kolana, trzymał przyjaciela za korpus i sie usmiechnął.
-Oj... brachu... spiłżes sięęęe... - powiedział po cichu i westchął starszy Winchester. Wziął Castiela za ramie i zalozyl zobie je za szyje,tak, by móc ponieśc przyjaciela.Ten cos pomrukiwał pod nosem.
-No! Wstajemy princesko! Ehh! Ile ty wazysz!- pwoeidzial podnosząc upadłego. Razem wtargali sie na górę, co bylo nie lada wyczynem, schody okazały się mieć większe przyciąganie ziemskie niż podłoga ,która zdawałą się być wszedzie łózkiem. Co chwila upadali, i sie smiali pod nosem,ale w końcu , Dean, połózył Castiela do swojego łóżka, wpeirw próbowakl zdjąc z niego krawat i buty, ale w efekcie końcowym zdjął jednego buta ,a krawat poluzował. Machnął reką, pomyślał ze usiądzie na fotelu przy oknie, odpocząc, nie spieszyło mu sie do spania, noc była młoda, a księzyć rozjasniał pokój. Winchester rozmyslał wyjątkowo dużo o przyjacielu który obecnie leżał na plecach u niego na łózku...Po dłuższej chwili wpatrywania się w niego poczuł ciepło gromadzące się w dolnych partiach jego ciała. Sam sie sobie dziwił, wziął z pułki piwo i wziął łyka od niechcenia. Poklepał sie po policzkach by nie myslec o Cass'ie. Może to zbyt duza ilość alkoholu tak na niego zadziałałą, pomyślał. Oparł sie ręka i zamknął oczy, po paru sekundach gdy je otworzył ,aż drgnał , ujrzał Castiela kucającego naprzseciw niego ,który sie głupawo uśmiechał, robiąc oczy które wydawało się jakby o czyms marzył. Dean się zarumienił.
-Co chcesz? Nie spisz? Won do wyraaa. ksz ksz!- powiedzial Winchester.
-Deaan!!!!
-Coooooo?
-Co to to nad nami?
-Nie spisz? Co ty pierdlisz, Cass...? - i spojrzał w górę, ujrzał jemiołę.-O kurwa.. -i pacnął sie ręką w czoło.
-Czemu to tu wisi? Myslalem ze ten..no , roslinki sie ma w doniczkach.
-To nie taka bylejaka roślinka, Cass.. pod tą roślinka..
-Tak?-Castielowi zablyszczaly oczy.
-Ludzie...-Dean sie do nieglo zbliżył.-...pod nią...- i bliżej.- się...-ich usta dzielilo kilka milimetrów.-..cału..
-LAMPKI!!! - nwykrzyknął nagle Castiel.
Dean sie ocknał .-Co?!
-Musimy powiesić lampki!
-Ja pierdole Cass..
Upadły chwycił go za rekę i pociągnął na dół, i chwiejnym krokiem poszli do garazu, gdzie Castiel zawzięcie szukal po kartonach czegoś co by przypominało lampki, bądz inne świecidełka. Dean przyglądał mu sie z zaciekawieniem. Po chwili podszedł do niego i objął. -Dziekuje,że jestes Cass..
-Hm? Tobie tez,ale nie rozumiem tego nagłęgo..-Usta byłego anioła paskiego zamknęęły usta Deana Winchestera.
-Castiel, potrzebuję Cię teraz... nie, nie, chcę cię , Cass... teraz.
-J-ja... Dean... ja Ciebie też, musisz mi pomóc.. lampki...
-Kurwa! Cass...aha...- zrozumiał gdy zauważył przyjaciela zawiniętego w tłowiu i ramionach w lampkach.
-Hahaha, kurrwa.. spoko.. przepraszam. Za dużo od ciebie wymagam..
-Pomożesz? -powiedzial robiac smutne oczy.
-Jasne..-powiedzial usmiechajac sie, i powoli rozplątywac lampki.
Nagle Castiel opadł na Winchestera plując krwią, Dean wytrzeszczył oczy.
-C..Cass?! CASS!! -zauważył krwawą plame na plecach przyjaciela. Rozejrzał sie i zauważył Raphaela, z usmiechem i bronią w rękach. Podszedł i rzucił Castielem na ziemie. lampki świąteczne były we krwi, Deana dopadła furia i z łzami w oczach zaczał okładać Raphaela pięsciami po twarzy,a ten usmiechając się, przyjmował ciosy.- Co, gołąbku? Straciłęs ukochanego?Hahahah!
-Stul pysk gnoju!
-Wrzasnął Winchester. Popchnał go na ściane i zaczął dusić jedną ręką, drugą wział kredę z kartoniku i narysował krąg którym odeśle go z powrotem.Raphael usmichnał sie i strzelił kulke w udo winchestera, ten wrzasnął ale udało mu sie aktywowac krąg i ten zniknął chybiąc kolejny strzał.-Jeszcze się spotkamy...- wyszeptał na pożegnanie Anioł.
Dean ciezko sapiąc podbiegł do Castiela, i objał.- Cass! Nie! Cass, nie rób mi tego! CASSSS!!
-Bobbyy!!! Saaaaaaaaaaam!! Chcodźcie tu szybko! Kurrrwaa!
Singer przybiegnął badając sytuacje a Sam od razu zauważywszy Castiela pobiegł po apteczke.
-Cass, synu, trzymaj się, Sam! Sam przynieś alkohol musimy to zatamować, szybko! Sam! -Bean..obby pobiegł szybko po jakiś trunek,a Dean trzymał Castiela za policzek. -Trzymaj sie Cass..nie zostawiaj mnie..Prosze.. -łzy leciały strumieniami.
-Dean...Tyle bólu...przepraszam... krwawisz.. Dean... Nie płacz... - chwycił go za rekę.- Najwyraźniej tak miało być..
-Cass nie pierdol głupot,znam gości co wychodzili z gorszego bagna...Nie dam rady bez ciebie... Castiel ,ja...ja.. - i zobaczył mroczki przed oczami.- Dean, straciles duzo krwi, Dean,zostań ze mna,rozmawiaj do mnie...Dean.....
-Winchester opadł mdlejąc,w tym momencie przybiegli Sam i Bobby z wszystkim co potrzebne. Sam wziął Deana do domu a Bobby działął szybko, by tylko ocalić drogiego przyjaciela.
Nazajutrz, gdy Castiel otworzyl oczy ,zobaczył Deana spiącego przy jego łóżku z cała maską bandaży przy nodze.
-Dean..?
-CASS!!Boze! Cass! Tak się bałem!!! Tak cholernie sie bałem!
Castiel rozlozyl rece by go objał, przytuleni, oboje sie popłakali.
-Jak umierać to razem Cass...
-Zrozumialem, ale wiedz,że nie dam Cie skrzywdzic.
-Ehh..Dean.
-Walczmy...
-Razem...
Usmiechneli sie.
TAADAAAAAAA
Le Fin. Skończyłam. PRzepraszam,Alex, nie unmiem zakończeń. W głowie mogło ci sie ulozyc lepsze wiec sie go mozesz trzymac.
Przepraszam ,że dopeiro teraz. Wybacz.
Chciales masz,ale prosze o opinie!
Buzka. ;*