Siedzieliśmy w lodziarni , a Luk opowiedział mi swoje historie z dzieciństwa ,z życia jakie do tej pory przeżył. Gdy mówił patrzał mi w oczy, śmiał się z niektórych sytuacji nim mi je opowiedział , czułam, że mówił mi prawdę , był ze mną szczery. Niestety ja nie mogłam , bynajmniej nie do końca , przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jestem chora na białaczkę, że do tej pory wystarczały leki i było prawie normalnie , oprócz tego , że byłam słaba. Nie mogłam mu powiedzieć , że jedyne gdzie wychodziłam to do swojego ogrodu na którym miałam własny plac zabaw, że jednym z jedynych moich przyjaciół jest Tyler. Nie mogłam mu powiedzieć , że umieram , że bez przeszczepu nie przeżyje do następnego roku szkolnego. Jak miałam mu powiedzieć , że od pół roku nie ma dla mnie dawcy , że mam tak cholernie rzadką grupę. Część historii które mu opowiadałam owszem były prawdziwe , jak na przykład wakacje z rodzicami w Hiszpanii , czy zimna w Alpach. Jednak nie miałam takich wspomnień jak on na temat zimowych zabaw z przyjaciółmi na śniegu , budowanie igla , wojna śnieżna.
-Miałeś ciekawe dzieciństwo. -powiedziałam z rozmarzeniem.
-Ta , byłem przebojowym dzieciakiem, rodzice nie mogli mnie utrzymać 5 minut w domu. -roześmiał się.- Zresztą jak do tej pory. Wiesz co chyba musimy się spieszyć jak chcemy zdążyć przynajmniej na kilka lekcji. -powiedział spoglądając na zegarek.
-Na pewno chcesz na nie iść ? -zapytałam. -Jest taka ładna pogoda.
-Ja wcale nie chce na nie iść, myślałem, że ty chcesz.
-Nic się chyba nie stanie jak nie pójdziemy i spędzimy ten czas razem , prawda ? -zapytałam , Luk zerknął na mnie mrużąc oczy.-Oczywiście jeśli chcesz.
-Pewnie , że chcę. -uśmiechnął się szeroko. -Ale pod jednym warunkiem , zgadzasz się na wszystkie moje plany.
-Nie wiem czego się po tobie spodziewać .-zawahałam się.
-Po prostu mi zaufaj. -poprosił.
-Obym tego nie żałowała. -zgodziłam się.
Luk zadzwonił po swojego kolegę , żeby nas gdzieś podwiózł. Po kilku minutach siedzieliśmy na tylnej kanapie w jego samochodzie i jechaliśmy w nieznane dość szybko. Luk nieśmiało objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się delikatnie spoglądając na niego. Wiem , że dość szybko mu na to pozwoliłam , ale ja nie miałam czasu na czekanie , jakieś gierki, wolałam przeżyć wszystko jak najszybciej, niż w ogóle tego nie doświadczyć. Luk zabrał mnie nad jezioro , pospacerowaliśmy i praktycznie siłą wciągnął mnie na szczyt górki z której był widać niemal całe miasto. Jednak moje choroba i słaba kondycja dała o sobie we znaki. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie stojący za mną Luk pewnie bym się przewróciła.
-Jezu Nadia nic ci nie jest ?-zapytał łapiąc mnie , kucnął na ziemi kładąc moją głowę na swoich kolanach. -Nadia słyszysz mnie ? -krzyknął przerażony.
-Tak , nic mi nie jest. -powiedziałam słabo próbując wstać, jednak znowu zakręciło mi się w głowie , usiadłam na ziemi pochylając głowę w dół.
-Nadia co się dzieje ? -zapytał kucając obok mnie i podnosząc moją głowę.
-Zakręciło mi się w głowie. -powiedziałam po chwili.
Luk zadzwonił do swojego kolegi prosząc, aby podjechał możliwe jak najwyżej na górę. Po chwili pomógł mi wstać i zaczęliśmy powoli schodzić.
-A miało być tak pięknie.-zaśmiałam się niemrawo.
-Daj spokój , najważniejsze żebyś poczuła się lepiej. Odwiozę cię do domu i powiem twoim rodzicom co się stało.
-Luk daj spokój , to z wysiłku zakręciło mi się w głowie, mam słabą kondycję. Nie psujmy sobie tego dnia.-popatrzył na mnie niepewnie.-Chyba nie chcesz , żeby rodzice mnie zabili za te wagary
-No dobra. Może pojedziemy na jakieś drugie śniadanie.
-Brzmi świetnie.
CIĄG DALSZY POSTARA SIĘ DODAĆ JUTRO , JEDNAK NIE OBIECUJE, GDYŻ W TYM TYGODNIU WOGÓLE NIE MAM CZASU NA PISANIE