Siedzisz naprzeciw mnie milcząc
Kiedy ja zagaduję, próbując
& próbując prowadzić z Tobą dialog
O tym co było, co jest, co jutro może być
Ciebie stać tylko na odpowiedź jest ok.
Nie chce więcej już nic
A kiedy chce powiedzieć że jest źle, nie radze sobie
Po prostu spławiasz mnie
będzie dobrze, przepraszam musze iść
Kiedy krzyczę że nie chce już żyć
Dopiero wtedy przypadkiem zauważasz że coś jest nie tak
Czasem znikam na kilka dni
Nie widzi mnie wtedy nikt
Nie zauważa że jest kogoś brak
I zamykam się w otchłani
Gdzie nie ma miłości i czułości
Usta nie ustannie milczą
Chociaż chciały by mówić i mówić
Żalić się a oczy płakać
Lecz Ty nie widzisz i nie słyszysz
Kiedy drżącym głosem wymawiam swoje życzenia
Iż chciałbym byś przyszła& złapała z całych sił za dłoń
Położyła rękę na ramieniu i powiedziała
już jest dobrze jestem przy Tobie, nie musisz się bać
A kiedy wracam ze smutną miną
Nie wyspanymi oczyma&
Nie stać Cię nawet na pytanie&
gdzie byłeś tyle czasu? martwiłam się
I kiedyś przyjdzie taki czas
Że odejdę, nie wrócę& zauważysz wtedy iż coś rozdzieliło nas