Od jakiegoś czasu ignorowałem ten wielki kamień ciążący w środku mnie. Nie
powinienem płakać, przecież ludzie twierdzą, że łzy są dla słabych. Mimo tego są dni,
gdy jestem silny i krzyczę do lustra "co teraz?". Znalazłem kogoś kto zmienił moje
życie, ale zastanawiam się czy to ja byłem tym, który się zmienił? Ta osoba po prostu
zjawiła się w odpowiednim czasie... Im więcej wmawiam sobie, że jestem szczęśliwy,
tym bardziej czuję się samotnie, i czuję tą pustkę... I mimo jak bardzo mi zależy na
tym to czasami nie potrafie uzewnęrznić emocji.. Co teraz? Nie mogę nic wymyślić...
Chyba przeczekam ten okres, w którym to ja się o wszystko troszczę i wszystko
naprawiam... Chyba poczekam do tego momentu, w którym to ktoś doceni nawet
najmniejszy gest, w którym to ktoś znajdzie odrobinę dobra w złych rzeczach, w
którym to ktoś doceni, że żyję.
Zawsze dziwiło mnie jedno, dlaczego ludzie doszukują się zła i drugiego dna.
Niektórzy nie potrafią docenić chwil tylko dogłębnie drążą i szukają czegoś o co można
się zaczepić. Takie zachowanie zamiast zbliżać odpycha nas od innych.
Ostatnimi czasy dużo zmieniło się w moim życiu, tylko boli mnie ta świadomość, że
czasami, gdy dostaje to o co tak długo walczyłem to powoli przestaje mi tak bardzo
zależeć. Męczy mnie chwilami to wszystko. Wszyscy tylko wkoło powtarzają, że
będzie dobrze, że musi być źle, aby później docenić te chwile, które nas