Hej chudziny :*
Najpierw byłam u babci i myślałam, że tam nie będę rzygać, będę się kontrolować, ale nie. Żarłam, rzygałam. I to jak. :( Miałam chyba największego doła od czasu kiedy to trwa. Ale staję na nogi.
No i teraz jestem u tej koleżanki i udało mi się wejść na neta z mojego lapka. Uff. Nie mam jak się obżerać i zwracać! :D Dzięki Bogu. Z jedzeniem nawet, czasami coś zawale, ale przynajmniej nie rzygam. Za to ćwiczeń nie mam jak robić. Trudno.
Usłyszałam więcej negatywnych komentarzy na temat mojej figury niż pozytywnych. No, może 2 razy usłyszałam że schudłam, a tak to sypały się inne teksty typu:
-Ona nic nie je, tylko musli
-Pff, to dobrze, przynajmniej chudnie
-Wiesz, że nosiłam Twoje spodnie?
-To musiały być za duże...
-No, troochę
-Ooo, widzę że Jola nabrała masy!
Ale do wakacji wszystko się zmieni! :)
A tu macie bilanse z tego tygodnia:
Poniedziałek: -trochę rosołu; buraczki; kapusta pekińska; kilka razy dziabnięta kaczka (ok. 300 kcal)
Wtorek: -owsianka wiśniowa (200 kcal)
Środa: -pół dużego jabłka; trochę kruszonki z ciasta (ok 170 kcal)
Czwartek: -7 jakiś płatków do mleka; gryz ciasta; musli bananowe z mlekiem; łyżeczka musli śliwkowego (ok 400 kcal)
Piątek: jakieś mięsko i troszkę mizerii (ok 300 kcal)
Jutro jestem tu ostatni dzień, zjem sobie owsiankę. A w niedzielę będę w domciu i NIE BĘDĘ RZYGAĆ! Jestem silna i dam radę, już przecież nie mam nawet takiego łaknienia. Jeszcze jakiś tydzień i już mi się wszystko ułoży. Oby, trzeba w to wierzyć.
Chudego i miłego weekendu kochane! :)