Rozdział III Lot
Dzisiejszy dzień miał pokazać moim oczom coś nowego. Miał być początkiem czegoś nowego. Kolejny samodzielny krok przez życie. Fantastyczne uczucie.
Zebrałam ostatnie rzeczy, które były mi potrzebne do wyjazdu. Michał miał jechać z nami, bo rodzice też uznali, że nie ma problemu. Tam też ma rodzinę i postanowił, że odwiedzi ją. Mieliśmy jechać osobno jeśli chodzi o moich rodziców i rodziców Olivii.
Ciągła myśl o tym spotkaniu Justina Biebera nie dawała mi spokoju. Nie mam ochoty widzieć kogoś takiego jak on. Przedewszystkim nie po to jadę. Moje myśli rozwiał dźwięk telefonu.
- Halo ?
- Cześć kochanie. Jak spało moje kochane maleństwo? - uwielbiam te jego gadki.
- Dobrze. Przygotowany ?
- Tak, tak myszko. Chciałem cię usłyszeć. Jeszcze czuć twój oddech przez telefon, bo wiem, że jesteś blisko. Ale nie będziesz. Całe szczęście tylko na dwa miesiące. Chociaż to i tak o wiele za dużo.
- Kotku muszę kończyć. Misiu, wiesz, że czuję to samo. - mama mnie zawołała z dołu i musiałam przerwać rozmowę. Zeszłam na dół. Rodzice prawili mi kazania na temat bezpieczeństwa. Zjedliśmy wspólnie śniadanie. Omawialiśmy sprawy dotyczące wyjazdu. Tata zjadł szybko i poszedł spakować moje walizki. Nagle mama schyliła się do mnie i szeptem zaczeła mówić :
- Córeczko. Wiem, że jesteś odpowiedzialna, mądra i nie jesteś głupia. Tak samo myślę, że nie popełnisz głupiego błędu& - wykryłam o co jej chodzi.
- Mamo! Pewnie, że nie zrobię żadnej głupoty. Mam dopiero siedemnaście lat! Mam chłopaka, kochającego, ale na to jeszcze o wiele za wcześnie.
- Ulżyło mi. Ale musiałam z tobą o tym w pewien sposób porozmawiać. Martwię się.
- Tak. Wiem. Jesteś moją mamą. Osobą, która bierze za mnie stu procentową odpowiedzialność i ci się kompletnie nie dziwię, lecz jeszcze dziękuję, że poruszyłaś ten temat, bo chciałabym, żebyś była o mnie spokojna. Tak bardzo, jakbym była tutaj na miejscu. - po tych słowach mocno uściskałam mamę. Kocham ją za to jaką matką jest. Jedyna na świecie. Zadzwonił domowy dzwonek. Domyśliłam się, że to jedyny mężczyzna mojego życia. Tak, rzeczywiście to był on. Zza pleców wyciągnął przepiękny bukiet róż, który mi wręczył. Cudowny bukiet róż.
- A jeszcze do tego chciałbym, żebyś przez ten czas pamiętała o mnie. Zamknij oczy. - wtedy odgarnął mi włosy i założył naszyjnik, który jak zauważyłam miał literkę M.
- Dziękuję! Przepiękny! Och, jak ja bez ciebie wytrzymam? - nie chodziło mi o prezenty, tylko o jego zachowanie. Wpływ jaki już wyrobił sobie na mnie.
- Tylko mnie kochaj.
Po tych słowach wszyscy wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w kierunku lotniska. Siedziałam razem z Michałem na tylnych siedzeniach. Wplotłam moją rękę w jego i oparłam głowę na jego ramieniu. On zaś szepnął mi do ucha:
- Na zawsze jesteś moja. - uśmiechnęłam się po tym. Właściwie sama do siebie.
Po około pół godzinie dojechaliśmy do celu. Zauważyłam odlatujący samolot z logo Lot, który oznajmiał, że to lotnisko. Wzięłam głęboki oddech i trzymając Michała za rękę poszliśmy na lotnisko. Tata z mamą poszli kupywać bilety, kiedy do mnie podeszła obca mi dziewczynka.
- Hay - powiedziała to w języku angielskim, co mnie bardzo zdziwiło.
- Hay. You is very sweet - tak, była bardzo słodka. Miała na sobię malutką różową sukienkę, prawie na czubku głowy małego kituszka, który świadczył o jej słodkości jeszcze bardziej niż te maleńkie buciki z kwiatkiem na boku. Podeszła nagle jakaś kobieta. Powiedziała po postu : przepraszam, kochanie choć tu do mnie. Oczywiście w języku angielskim. Jeszcze chwilkę stałam jak wryta w nią. Uwielbiam małe dzieci. To takie małe brzdące, nie mające granic słodkiego piękna.
- Mariko. Gotowa? Zaraz samolot będzie przygotowywał się do lotu. Chodź.
No teraz więcej ; ]
Pisać dalej --> to ważne. !!!! ???
Zdjęcia w tytułach zawierają części opowiadania, nie rozdziały, które są podawane w notkach. Części jest więcej niż ta. !
DobranocCC .<3 ;]