Cześć i czołem.
W sumie to na wstępie chcialbym wspomnieć, że nie mam pojęcia jak się prowadzi bloga, ale spróbuję się w tym odnaleźć. ;)
Także jeszcze raz witam i zapraszam, do pewnie nudnej lektury.
W sumie to nigdy nie myślałem, żeby założyć tu konto, ale w sumie, czemu nie?
Skoro mogę tu wrzucić jakieś swoje "złote myśli" które na codzień nie do końca mogą być wysłuchane, to może ludziom, których nie znam podejdą do gustu, w każdym razie robie to dla siebie i miło mi będzie, jeżeli ktoś to w ogóle w całości przeczyta.
Ostatnio doszedłem do wniosku, że najlepszym wrogiem jakiego możemy mieć, to my sami dla samych siebie. Dlaczego najlepszy wróg? Bo kto tak uczy życia, jak coś, co jest złego i nas doskonale zna? My sami, człowiek z natury jest tak samo dobry, jak zły.
Filozofem nie jestem, to takie moje stwierdzenie, które nie jest poparte ani badaniami, ani doświadczeniami, nawet ankiet nie prowadziłem. :P
W życiu ciągle są zmienne, zawsze coś się musi zmienić, na lepsze, na gorsze? Nieważne, zmiany są potrzebne. Zastanawiam się, co by tu napisać, żeby nie zrazić nikogo na początku do siebie, to pierwszy wpis będzie taki bardzo... ogólnikowy - sam nie wiem od czego zacząć.
Chciałbym poruszyć wiele tematów, jak to zwykle bywa przy początku pisania czegoś, ale boję się, że te emocje są na tyle zmienne, że nie wiem, czy jest sens.
Zacznijmy więc od tego, jak się czuję w środku, w tym momencie - a czuję się dziwnie - kolejna niewiadoma. :P
Z jednej strony człowiek powinien się cieszyć z tego co ma, żałować tego, co stracił i powinen mierzyć ponad swoje możliwości - bo przecież jak powszechnie wiadomo, lepiej mierzyć wyżej. No właśnie, ale czasem nie do końca starczy nam motywacji, siły czy też zapału. Chwilowa zajawka może okazać się ulotną chwilą, której nawet nie zdążymy zapisać.
Co do ulotności chwil - no tak, cieszymy się z czegoś, z kimś przez długi czas, a nagle to ucieka, nie znika - zostaje we wspomnieniach, a to przecież na wspomnienia pracujemy całe życie. Ale jak już wspomniałem, cieszymy się w gronie bliskich, rodziny, niektórzy już w małżeństwie - oh, wróć! Żadnego ślubu. :P Nagle przychodzi czas, że coś przegapiliśmy, czegoś już nie ma... A tyle się słyszy, że ludzie się nie zmieniają - nic bardziej mylnego, zmieniamy się i to cały czas. Wpływ na nas ma środowisko w jakim przebywamy, znajomi z jakimi spędzamy czas, rodzina, która przecież też się zmienia - może nie zmieniają się wartości, chociaż i tego doświadczyłem. Reasumując, bardzo smutne jest to, że ludzie czytając ~ ,,nikt się nie zmienia, ludzie pozostają tacy sami zawsze" (brak autora, wymyślone, nawet nie wiem czy cytować mogę. :<) w to wierzą, ślepo wierzą w to, co przeczytają a nie potrafią skupić się na tym, co faktycznie się dzieje wokół nich. Sam nie uważam, że jestem bez zmian, bardzo często się zmieniamy, tylko nie zawsze jesteśmy w stanie tego dostrzec, na pewno nie w samym sobie - przecież przebywamy ze sobą na codzień, trudno zobaczyć jakieklwiek zmiany.
Bardzo wierzę w ludzi, bo wierzę też w siebie.
Będę wdzięczny, jeżeli ktoś doczytał to do końca, mam nadzieję, że nie uważacie, iż głoszę "herezję" i chociaż w jakiejś części to, co pisze nie mija się z prawdą. Pozdrawiam gorąco, mam nadzieję, że do przeczytania. ;)