Każdy z nas ma takie dni, kiedy opiera sie o lodowatą ścianę, w ręku trzymając chłodną już herbatę. Zamykamy oczy i przypominamy sobie te najwspanialsze chwile, które minęły. Łzy ochoczo wylewają się z naszych oczu, a tęsknota rozpieprza nas od środka. Za wszelką cenę pragniemy, by to wszystko powróciło. By te wszystkie wspólnie przeżyte sekundy powróciły na nowo. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że w to wierzymy.. Że mamy choćby najmniejszą iskierkę nadzieji, że to kiedyś powróci. Łudzimy się jak alkoholicy czy narkomani, którzy mówią sobie, że już nie wezmą, ale dziś ostatni raz.. Ale pora zacząć od nowa, spokojnie, bez niepotrzebnych myśli z jednym pytaniem, czy wrócę kiedyś tam, gdzie wszystko wydaje się piękniejsze i w tej samej chwili, w której zadaję sobie to pytanie, już znam odpowiedź. Każda droga w pewnym miejscu się rozwidla. Ale to nic, w końcu się spotkamy. Jedyne co się zdarza to to, że nadchodzi zima i nie ma już drogi powrotnej, jest Ci żal. Umiesz sobie przypomnieć, kiedy wszystko się zaczęło, a zaczęło się wcześniej niż Ci się wydaje. Wtedy zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy. Już nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebo..
Do dupy to wszystko. Kiedyś pójdę na złoty strzał, albo się powieszę. I zamkną moje marne zwłoki w białej trumience.
Dlaczego białej?