Kiedyś się uda, ktoś powie mi, że kocha bezpowrotnie, bez-utratnie, bezsprzecznie i z każdą sprzecznością włącznie, że kocha moje kolorowe włosy faktury siana, moje wiecznie czerwone, przemarznięte dłonie, krótkie paznokcie, małe usta-
Że przeniósłby górę i cały świat, lub otworzył ziemię na pół tylko po to by schować się tam ze mną w czułym uścisku dwóch ciał, by przeczekać cały ten świat, przeczekać go w długiej nie-samotności w jądrze ziemi.
Tam będzie nam ciepło, oddychać będziemy tylko swoimi oddechami, wymieniać się powietrzem, spojrzeniem i dotykiem. Najprościej w świecie będziemy gładzić i całować opuszki naszych palców, chylić ku sobie głowy i nie będziemy musieli nic mówić lub będziemy rozmawiać sto lat.
Bo nie wiemy kiedy świat stanie się na tyle dobry by wyjść, poczekamy jak tchórze w jądrze ziemi, a gdy przybędzie do głów nam odwaga wtedy wyjdziemy,
Wyjdziemy i powiemy wszystkim jak już odważni jesteśmy i pomożemy im wyjść z ich jąder planet, z ich szczelin, strychów, ciemnych kryjówek.
Pokażemy im promienie słońca, pokażemy jak mocno grzeje gdy stoi się bliżej niego, jak zmienia się wraz z porą roku, będziemy tłumaczyć im wiatr, pomagać czuć deszcz i szum morza.
Zatańczymy na każdym szczycie na, który będziemy chcieli wejść, krzykniemy głośno aż do bólu gardła, aż do utraty tchu i głosu i będziemy szczęśliwi stojąc na szycie, pijani sobą i powietrzem wokół.
A kiedy wokół mej głowy zbiorą się łzy, które zbierają się zawsze wokół kobiet, ty otrzesz je zwykłą papierową chusteczką i ze śmiechem wskażesz mi niebo. I powiesz, że to deszcz nie łzy. Deszcz-
Więc zmokniemy, i cali mokrzy lecz wciąż odważni wrócimy do doliny lub na jakiś niższy pagórek by tam osuszyć swoje ciała, rozgrzać je ciepłą herbatą z malinami, by pożywić głowy mądrymi słowami mądrych ludzi co pisali książki, by zjeść, by leżeć, by czuć.
Tak kiedyś będzie.