Krótko zwięźle o miłości inspirowane książką 50 twarzy Greya...
Wczoraj. Bo teraz juz jest 01.48. Nowy początek. Początek po dwóch latach przerwy. Początek po kilku przytulanych wieczorach. Z mocnym biciem serca. Powiedział to. Wreszcie. W dość nieoczekiwanym momencie, bo myślałam, że zajmie mu trochę więcej czasu, zanim zrozumie. Zrozumiał szybko. Że nie chce, żebym wracała na noc do domu , a żebym została u niego. Że nie chce tylko mnie przytulać. Że chce. Czegoś więcej. Pan Wyzwanie ośmielił się wspomnieć, że nie chciałby już być tylko kolegą, jak zwykłam go nazywać robiąc to świadomie i z premedytacją.
PW (Pan Wyzwanie): - Może w końcu zmieniłbym status?
J (Ja): - Status na facebooku? :> (do dziś, choć jest sam ma "W związku", co cholernie mnie irytuje, żeby dosadnie nie powiedzieć wkurwia). Zmienisz z "W związku" na "Wolny"? :)
Widzę jak zaciskają mu się usta. Moja wewnętrzna bogini siedzi z tyłu mojej głowy cichutko nasłuchując.
PW: Nie, chodzi o status w życiu.
Powiało grozą. Już, tak szybko taka rozmowa? Nie zdążyłam nawet pomyśleć jakby to było. Podświadomość krzyczy... Och jakże głośno! Cisza, nie mogę myśleć. Przypomina mi się wszystko. W pokoju słychać tylko puszczoną po cichu muzykę z laptopa. Żesz jasna cholera, nie zdążyłam się przygotować na tą rozmowę. Powiedzenie czegoś inteligentnego graniczy z cudem. Myśl, myśl. Kurwa.
J: - To było pytanie?
Moja wewnętrzna bogini puka się w czoło z ironicznym uśmiechem, który jest, och, tak bardzo irytujący. Pan Wyzwanie się uśmiecha.
PW: - A co mam Cię zapytać, tak jak małe dzieci pytają?
Bardzo zabawne doprawdy. Ale znaczy, że z nim tez jest coś nie tak, więc nie tylko ja się motam.
J: - Jak małe nie, możesz zapytać jak duże.
Śmieje się... Uffff... Wybrnęłam. Ale tym razem było ciężko. Moja bogini tym razem siedzi z nosem na kwintę, chyba spodziewała się czegoś ciekawszego. Szybko podnoszę się z pozycji najwspanialszej na świecie z pozycji, kiedy nasze usta dzielą milimetry, kiedy leżę na jego torsie, kiedy czuję jak mocno bije mu serce. Zupełnie jak moje. Szybko podnoszę się siadając tym samym na nim okrakiem. Ma na sobie tylko spodenki. Mmmm, jak ja to uwielbiam.
J: - Dobrze, zgadzam się, ale na moich zasadach.
PW: - To znaczy?
J: - Żadnego spania poza domem, beze mnie rzecz jasna.
Chichocze. Moja wewnętrzna bogini wspina się a w zasadzie wbiega na podium i macha prowizorycznym pucharem. Pucharem z numerem jeden. Poważnieje. Patrzy się na mnie jakby ze strachem. Tak bardzo mnie to podnieca.
PW: - Co jeszcze? - tym razem jego ton jest chłodny, bezuczuciowy z nutką lęku.
Idiotka. Ale jeśli nie teraz to już nigdy. Przecież mnie nie zje. Bogini stoi na podium z opadniętymi rękoma.
J: - Jeśli będzie jakiś problem, to najpierw przyjdziesz do mnie i o tym porozmawiamy.
Widzę ulgę. Cholerną ulgę a w odpowiedzi delikatnie ujmuje moją głowę i całuje w usta. Moja wewnętrzna bogini skacze i tańczy po podium. Resztki zebranych myśli podpowiadają mi, że jest późno i chyba mam jakieś dzikie sny. Zastanawiam się, czy to sie dzieje na prawdę. Całuję go w usta. Lekko, zmysłowo. Cholera, to nie sen. A jeśli, to nie chcę się budzić.
Przeciągam się leniwie leżąc obok niego. To wszystko. Tak krótko i zwięźle. Pan Wyzwanie leży z miną jakby właśnie upolował największego jelenia w lesie. Lekko się uśmiecha, choć udaje, że cholernie go interesuje niedawno włączony film. Gówno prawda. Wtulona czuję jak bije mu serce. Wcale nie myśli o filmie. Jest z siebie dumny.
Chwilę ciszy przerywa jego zachrypnięty głos.
- Zmęczony jestem - odchrząka.
- Możemy już jechać - odpowiadam.
- Nie chcę, bo jeśli pojedziemy, to będę musiał Cię odwieźć, a wolałbym, żebyś została - spogląda mi figlarnie w oczy. Uwielbiam to spojrzenie. Jest takie ciepłe, pełne szczerości i nie wymuszone. Uśmiecham się. On przyciąga mnie do siebie i całuje po szyji. Latam. Moja bogini siedzi z wyszczerzonymi w uśmiechu kłami. Jest tak pięknie. Chwilo trwaj.
Przytula mnie, puszcza znów muzykę. Słyszę z jego ust
"I thought that I heard you laughing
I thought that I heard you sing
I think I thought I saw you try"...
O Boże, śpiewa szeptem. Czyli pamieta. Pamięta jak cholernie to na mnie działa. Przechodzą mnie ciarki. I jeszcze raz. Ze słowami piosenki zdąże tylko pomyśleć "That was justa a dream" i nie jestem już w stanie myśleć o niczym. Wdycham jego zapach. Jest cudowny. Pachnie nim. Tak bardzo nim. Powoli podnosi się. Podchodzi do szafy. Nie mam siły wstać, wiodę za nim jedynie wzrokiem. Podchodzi do szafy. Zaczyna się ubierać. Czyli już. Jedziemy.
- Bo nie zostaniesz, prawda? - pyta jeszcze z nadzieją w głosie.
- Nie - odpowiadam mechanicznie. Cholera. Może powinnam? Powinnam, czy nie powinnam? Moja wewnętrzna bogini bacznie mnie obserwuje siedząc w kącie
Inni zdjęcia: .... sweeeeeettt:) dorcia2700... pils93Piątek :D kalisiakXyz fuckit2296Król lew patkigdReligia Islamu bluebird11Rysiunio milionvoicesinmysoulokno elmarJa nacka89cwa