Najbardziej intensywy weekend ostatnio nareszcie się skończył :D Nareszcie, no bo weekend zajebisty, ale organizm mi wysiadł pod koniec. Piątek wieczór impreza u Młodego - dziś ma urodziny a więc 100 lat i dużo seksu!
Sobotę - widac na zdjęciu:
20 - LECIE ACID DRINKERS :D
Zajebisty zbiór kapel. Los Pierdols lospierdolil salę na początku, naprawdę świętny zespół na rozkręcanie imprezy! Mają chłopaki pomysł na siebie, i chociaż muzyka sztampowa to jednak dobra i słucha się ciekawie.
NoNe już widziałem na żywo i nie zaskoczyli mnie tym razem. Szybko, mocno, żywiołowo, jak zawsze ;P
W końcu Hunter! Oczywiście przyjechałem na Acids ale Hunter też dobry band i jak tu się nie cieszyc. Dobry koncert, naprawdę na żywo gniotą. Widziałem ich po raz pierwszy i jestem zadowolny :D Jedyny minus - zapomnieli chyba że nie są gwiazdą wieczoru i napierdalali 1,5 h co trochę przycmiło zajawkę na Acids. Generalnie zajebisty show :D
I gwiazda:
ACID DRINKERS. Początek. Zajawa, gorąco, ścisk, nie mogę ruszyc palcem, serce mi łomoce. Zanim wydostałem się z tłumu zagrali już parę kawałków. I dopiero poza tym .. hmm nie nazwę tego pogo. Ni to młyn, żaden circle pit, żaden mosh to po prostu człowiek na człowieku :D No to dopiero po wyjściu z tego dziwnego zjawiska zacząłem się enjoyowac koncertem :D
Podobało mi się że zagrali też Litza i Perła. Jankiel sprawdza się na żywo doskonale, godny następca każdego poprzedniego.
No i końcówka Blues Beatdown ku czci Ola :D
Jednym słowem - zajawa.
Dziś nie ma nuty na dziś bo dziś cały dzień śpię - nic nie słucham pierwszy raz w życiu.
No.
To.
Idę spac bo już bredzę :D
:*