Wyjąłem płaszcz odporny na przemoknięcie
Gęsty deszcz pada, pada zawzięcie
Idę nie oglądając się za siebie,
Buty znikają gdzieś w kałuży na głowie ma słuchawki
By czas się nie dłużył.
____________________________
I widzę ich. Starszych ludzi, którzy wstali, by teraz siedzieć na ławce w parku i karmić gołębie. Nie aż tak zimnej jesieni się spodziewałem. Zabrałem mój płaszcz, by grzał. A odwdzięczyłem mu się deszczem, który pokrył go, jak śnieg pokrywa nieuczęszczane przez nikogo ścieżki. Napisałaś kiedyś, że wszystkie umieścisz we mnie wiersze nienapisane. I te wiersze dalej we mnie są. Chyba wierzę w to, że pozostaną tak na długo.
Jedynym wyjściem, kiedy dusza rozrywana jest na miliony kawałków, jest wyjście na papierosa. Pomimo autobusu, który śmierdzi starym, bezdomnym człowiekiem i spruchniałym drewnem. Pomimo tego, że nie chcecie mi wytłumaczyć dlaczego. Pomimo tego, że dziś znów nie kupię sobie worka, by poczuć się lepiej. Kosmici dalej kręcą się wokoło Nas, jakby na karuzeli. A ręce drżą jak po niezidentyfikowanym białym proszku. Potrafisz tańczyć? Podobno Paryż jest idealnym miejscem dla dwojga. Nocą gdy mgła zakrywa małe miasto, piję herbatę przy wybranym filmie. I nie obchodzą mnie problemy wywołane trepanacją czaszki.
Ruszyła linia numer 8.