Ciężko tematyczny sen...
Najpierw śnił mi się pociąg, skradziony na dodatek... Później na skutek nieudolności prowadzenia wydarzył się wypadek praktycznie identyczny jak w filmie Hancock...
W wyniku wypadku coś mi się stało, stałem się pół zombie, zachowałem względną świadomość i nabyłem niespożytych sił... Ostatnim co pamiętam to furia w jaką wpadłem gdy zostałem świadkiem zdrady... Przemiana w zombie szła całkiem prężnie i bez większych problemów rozwiązałem 'mały' problem... Dziwne ale mimo iż w śnie rozszarpałem człowieka to obudziłem się względnie wypoczęty i gotowy do przeżycia tego dnia... Tylko że podobno każdy sen ma jakieś znaczenie, ciekawe co ten miał znaczyć... Czy to że ktoś muska mi plecy nożem czy po prostu jestem poryty...