Zawsze się martwiłam jak to będzie, kiedy los postawi mnie w takim momencie mojego życia, w którym przede mną będzie tylko gęsta mgła, za mną sto spalonych mostów, z prawej strony wysoka, stroma góra, a po lewej głęboka przepaść. Licząc na logikę, ewentualny empiryzm, skoro z prawej jest przeszkoda, z lewej również, a za mną coś po czym mogłabym przejść bezpiecznie, gdybym tego nie zniszczyła to przede mną musi być coś o wiele gorszego. Kierując się jednak wiarą i zgubnym optymizmem mogłabym postawić krok naprzód i nóż widelec by mi się udało.
Ale gdyby nie?
Jednak wybierając między niepewnym krokiem (być może śmiercią lub szczęśliwym przebrnięciem przez mgłę) a staniem w miejscu otoczonym przez pułapki natury zrobię ten krok. Bo jestem niebywałą fanką życia, a żyć to znaczy posuwać się naprzód, choćbym i miała 1% szansy, że tuż przede mną jest stały ląd, zrobiłabym to. Wolałabym umrzeć spadając z urwiska mając świadomość zrobienia wszystkiego, co tylko możliwe, niż umrzeć z głodu i pragnienia pomiędzy trzema przeszkodami i jedną niewiadomą. A mając jedną niewiadomą i trzy wiadome, można z tego ułożyć niezłe równanie, z którego z pewnością wyniknie, że było warto.
Nowy nabytek do madziowej biblioteczki zakupiony, wyniki badań (o dziwo dobre o.O) odebrane, sprawdzian z fizyki przełożony, z historii napisany, z polskiego prawie skończone. Czyż życie nie jest piękne?
Pochłania mnie niezmiernie praca nad DO, ulotki, plakaty, zdjęcia, prezentacje. Miesiąc roboty = godzina gadania = 250 nowych uczniów jedynki = uhuhuhu ^^ A to wszystko znaczy, że się starzeję .
Kiedyś wejdę na stół, tupnę w niego nogą,
pokażę tym, którzy dojrzeć nie mogą,
że można się choćby przez łzy śmiać,
grać przeszkodom na nosie, z życia mnóstwo brać.