Ona – narodzona z bólu niewinności
Zranione jej serce należy do niego
Choć mocno krwawi nie ma w nim nic szpetnego
Od wieków pogrążone w wielkiej słabości
On – jak jej ojciec władca tego pragnienia
Kochanek boskie plany zbyt łatwo niszczy
Dzierżąc w swej dłoni nóż podąża wśród zgliszczy
Niosąc na plecach wielki bagaż spełnienia
Powstaniemy przeciw Bogu, bo jesteśmy
Ludzkim plemieniem, krzyża nawet nie nieśmy
Ja nią i nim – niewinną bielą i czernią
Bo wzajemność ich dopiero moją pełnią
Boże przecież Tyś dał nasze pożądanie
Więc modlę się przymknij teraz oko na nie
taki byłem kilka miesiące temu teraz jestem tym co poniżej ..........
Nie chcę żyć
Nie potrafię, nie mogę
Każdy dzień i każda noc
Niesie ból, rozpacz i żal
Każda ma miłość
To kolejny zawód
Po którym serce krwawi
Każdego dnia umieram tysiąc razy
Dusze się żalem
Truję goryczą
Ranię rozpaczą
I odchodzę w zapomnieniu
W rzędy marmurowych płyt
Z tabliczką i bezsensownym epitafium
to wszystko moje a zdjęcie musi byc kontrastem