Cześć.
Dzisiaj jest okropny dzień..
Mam dość całego dnia, od końca.
Nie wyrabiam, ryczeć mi się chcę..
Nikomu nic się kurwa nie podoba, co robię i w ogóle.
Chyba na nic nie zasługuję.
Będę się wyżalać, o tak.
Dzisiaj w szkole okej, plusik z agola, khihi.
No i 5 + z plastyki.
Potem do przedszkola z Iloną i fajne rysunki dostałam. <3 :*
Dziękidzięki.
Jutro praca klasowa z matmy, a ja kurwa nic nie umiem! :/
Porażka totalna, nie licząc tego, że jest dupnie.
Próbuję mieć na wszystko wyjabane, ale jeszcze bardziej się pogrążam.
Z każdym dniem spadam na dno, jeszcze głębiej, z kamieniem przywiązanym do nogi.
Tak się czuję, każdego dnia.
Miałam burzę wspomnień tak około półtorej godziny temu i od tego czasu jest mi cholernie źle...
Chyba się poryczę, ja pierdole...
Czy chociaż przez dobry miesiąc, nie może być dobrze, ja się pytam?!
Nie może, kurwa.
Jestem dziwna, wiem toć, ale tak jest.
Chcę iść spać, ale nie zasnę.
Pierdolę to, nic mi się nie chcę..
Codzienność doprowadza do paranoi. Denerwują mnie wyciekające krople wody z kranu, wskazówki zegara, które co sekundę przesuwa samotność. Czasem czuje, że zwyczajnie muszę się podnieść, bo upadłam na samo dno..
Narazie..