Cierpię na brak zdjęć, tzeba pójść w jakiś plener...
Piątek, piąteczek, piątunio! Nareszcie. Nie chce mi się pracować, więc weekend przyjmuję z ogromną wdzięcznością. Jestem zmęczona, brak snu daje się we znaki.
Praca spoko, moje adhd pomaga, bo jest zapierdziel i ciągle trzeba latać. Dzisiaj po robocie też bardzo spoko, znów miałam okazję, żeby wiele z siebie wyrzucić. I cieszy fakt, że nie tylko ja widzę pewne rzeczy. Również podnosi na duchu fakt, że lepiej rozumiem się z niektórymi i stają się oni jeszcze ważniejsi. I bliżsi. Także, ujmując to w sposób strasznie tandenty i lamerski - lovczi misiaczki. ;**
Dobijają mnie Złote Hity czy jak tam to jebane radio się nazywa. Non stop, przez cały dzień, powtarzał się jeden schemat - dobry kawałek z lat 80/90, jakiś zasrany smutas o nieodwzajemnionej miłości nr 1, jakieś stare gówno, miłosny kawałek nr 2, świąteczny hit w stylu: 'last christmas aj gejw ju maj hart, bat de wery nekst dej ju gejw yt ałej' czy też 'al aj łont for christmas iz juuuu'. Jak dokładałam browca, to myślałam, że usiąde na podłodzę, rozpłaczę się i wypiję to, co akurat mam pod ręką. Nosz kurwa, ileż można?