Wszystko się kiedyś kończy. Może to i dobrze. Zależnie z której strony jest to rozważane.
Pustka ogarnia, niezależnie od stanu trzeźwości, towarzystwa, lub humoru.
Wielkie NIC.
Jest to piękne, czasami. Zatracić się we własnych myślach, choć czasem wspomnienia bolą bardziej niż jakiekolwiek czyny.
Nie mówie tu akurat o wspomnieniach z czasu sięgającego zakresu końca wakacji-grudzień.
Nie.
Mówie o czasie, trwającym półtora roku, który skończył się na przełomie wrzesnia.
Mimo wszstko, ten czas wspominam pięknie, zarówno dzieki rozmowom prowadzonym do samego rana, jak i dzięki samemu 'byciu'. Poczuciu, że jest się do kogo zwrócić. Do osoby która byla w tym czasie pratycznie jedną z najważniejszych. Aczkolwiek, to, że wspominam ten okres pieknie, sprawai, że obecnie czuje sie fatalnie.
Sądze, że dlatego teraz, ta pustka i brak Ciebie, tak boli.
Kontakt się urwał, nie wiem dlaczego. Boli. Bardzo. Ta myśl, nie pozwala mi myśleć, spać.
Pale papierosy i myślę.
Dym wypełnia pustke.
Kiedyś zadławie się nim, tak jak zadławiłam sie zaufaniem.
Ciagłe zastanawianie sie 'dlaczego?' 'a co by bylo gdyby?'..
Uważam że najgorsza jest niewiedza. NIE WIEM co sie stało, że tak to się potoczyło. Mimo, to, moze jestem głupia, ale nie moge zapomniec. Staram się, a jednoczesnie robie wszystko, zeby pamiętać.
Staram się spać całe dnie, uczę sie wtedy gdy już kompletnie nie myśle, bo moje myśli ciągle wypełnia jedna osoba. Jeżeli chodzi o przyjaciól i bliskie osoby, nie wychodze poza niezawodne ścisłe grono, nikt poza tym. Nikt z poza odległości 500 m od domu.
Nie chodzi tu o zakochanie miłośc etc.
Chodzi o pustke. O zaufanie, pewnośc, że tak będzie zawsze.
Może bolą deklaracje?
Setyment zostaje zawsze..
W moim przypadku jest on ogromny.
Fisz - Sznurowadła