Za sprawą porządków na biurku poczynionych natknąłem się na takie oto skarby. Dlaczego zostało mi tyle wejsciowek, jak je skleptomaniłem? Może wstyd się przyznać, może nie, ale nie wszystkie pamiętam, czyich imprez dotyczyły.... ;p
Pamiętam za to całkiem nieźle (znowu wpis ktory zaczyna sie od "pamietam.." - czy to ja jakis cholerny pamietnik tu zalozylem??), jak mialem dziesiec a moze dziewiec a moze jedenascie lat i siedzialem z dziadkiem przed jego garazem, ktory byl magazynem najrozniejszych urzadzen i czesci i warsztatem jednoczesnie. Dziadek naprawial wtedy swoj motor, a ja odwijałem przewody ze starych cewek (!), bo były miedzianie, a miedz bardzo wysoko stala w skupie na zlomowisku. W miedzyczasie dziadek pokazywal mi jeszcze rozne czesci motocyklowego silnika, a wszystko to bylo bardzo brudne, od tawotu zwlaszcza, bo dziadek wszystko nim smarowal zeby sie lepiej kręciło. Jak łatwo mozna sie domyslic, kiedy nadszedl czas powrotu do domu na obiad, nasze rece byly czarne i to czernią "trudno zbywalną". Dziadek zabral mnie wtedy do pralni, ktora rowniez stala na podworzu. Mial ze soba butelke z zotlawą ciecza ktorą wczesniej widzialem jak wlewal do baku motorka. Mowi "daj łapy", to podstawilem, polal mi troche po rekach. Słodki aromatyczny zapaszek benzyny uderzył do nosa. Zaczalem pocierac, czarny smar zaczal powoli schodzic az w koncu zniknal wzglednie calkiem, podczas gdy rozzłoszczona skrajnym zabrudzeniem moich rak babcia szorowałaby mi je szczotką z mydłem długo długo i to zapewne z marnym efektem. Dziadek nic na ten temat nie mowil, ale w powietrzu samo unosiło się ostrzeżenie "nic nie mowic babci o tym, czym mylismy rece".
Wesolego i mokrego lanego poniedziałku!!