-Słucham?
-No złociutka, nie daj się prosić! Powróżę ci, pięknie ci powróżę... Ten chłoptaś, co wbiegł do budynku to twój ? Przystojniaczek nie ma co, pilnuj go lepiej!
- Eee przepraszam? Ma pani coś jeszcze do powiedzenia?
- Może mam, a może nie, ale najpierw sto euro.
- Nigdy w życiu, nic pani nie dam! Powie mi pani byle badziewną historyjkę, w którą ja mam niby uwierzyć a co zrobi pani z tymi pieniędzmi?
- Przeznaczę na szczytny cel...
- A tym szczytnym celem nie są przypadkiem tańce, hulańce przy tanim winie, hmm?
- Jak śmiesz?! Pilnuj swojego chłopaczka, stanie mu się wielka krzywda... Tobie zresztą też, czeka was coś okropnego! Wielkie nieszczęścię! Wielkie nieszczęście! - wielce poirytowana i oburzona mówiła jakieś dziwne słowa, wymachując przy tym swoimi rękoma sinymi od nadmiaru złotych bransolet i pierścionków.
- Yyy co pani robi?
- Zaklinam cię !
- Że co? Niech pani lepiej sobie pójdzie, sieje pani tutaj popłoch - kobieta rzuciła jeszcze jedno zaklęcie, popatrzałą na mnie krzywo i zniknęła za rogiem. Nie mogłam spotkać kogoś normalniejszego? Tylko akurat cyganko-czarownica. Jeszcze mnie pozaklinała, jakby tego było mało. Lepiej żebym o tym nie myślała bo jeszcze w to zacznę wierzyć... Przejrzałam się w najniższym oknie komisariatu. Uwielbiam lustra weneckie. Zobaczyłam, że z tyłu po drugiej stronie ulicy stoi ta cyganka, pomachała mi złowieszczo, odwróciłam się, ale jej już tam nie było. Teraz będzie ona mnie śledzić aż do domu? Później w domu? W uniwersytecie i wszędzie? Zaczynam się troszkę bać. W tym czasie z gmachu budynku wyskoczył szczęśliwy Jacob, zbiegał ze schodów, potykając się na ostatnim schodku.
- Aua ! Ale mnie kostka zabolała, FUCK!
- Nic ci nie jest, przed chwilą była tu taka cyga...
- Później mi opowiesz, patrz co mam! To kluczyk do blokady! Jedziemy w tej chwili odebrać moje dzieciątko!
- Twoje najważniejsze na świecie dzieciątko - mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś?
- Nie nic, pocałowałam go w policzek i zaraz wsiadaliśmy do kolejnej taksówki.