czasami jednak udaje mi sie marzyc i wybiegac w moj maly wimaginowany swiat fantazji... i pozniej otwieram oczy, patrze na to co mnie otacza i jedyna mysl jaka sie zupelnie nagle pojawia to - nie jest zle. bo nie jest. jedynym problemem jaki mnie dreczy i meczy na obecna chwile, jest szkola. oprocz niej... wszystko uklada mi sie idealnie. mam to czego zawsze chcialam... zajebistego chlopaka do ktorego moge sie zwrocic z kazdym problemem, ktory otrze lzy i przytuli... mam przyjaciol... ktorzy mimo ze tak czesto nie maja ze mna kontaktu i mimo ze nasze drogi sie rozeszly, to daja mi do zrozumienia ze nadal i zawsze moge na nich liczyc... i mam swoje wlasne zycie... juz nie ingeruje w cudze, bo moje jest tak naprawde calkiem niezle... owszem.. kazdy ma problemy a los czesto rzuca klody pod nogi, ale mimo to... kocham swoja codziennosc... i moze mysle tak dlatego, ze przy Nim zapominam o wszystkim... ale jestem szczesliwa... mimo wielu lez i mimo zmartwien (choc takich na ktore nie mam wplywu i czesto mnie nie dotycza)... to coraz czesciej chce zyc i oddychac... i coraz bardziej wiem ze mam dla kogo zyc... i nie mam nic wiecej do powiedzenia, czesc.