08.2012r.
Wrocław - Starówka
"Jaka jest ostrość na rzeczywistość", pomyślał Kapłan. Co nami kieruje, co się dzieje wokół nas, co ma na to wpływ. Czy jeden podmuch skrzydeł motyla może zmienić nasze życie? Czy jedna kropla deszczu, która rozproszy naszą czujność na chwilę, może wpłynąć na tą jedną sekundę, która zaważy na tym czy zakończymy nasze życie wpadając pod samochód, lub ginąc w inny sposób? Czym jest miłość i zaufanie? Czy ci, którzy stoją wokół nas dziś są przyjaciółmi a jutro będą kijem, który uderza nas boleśnie? Czy to będzie kij pasterza, który boli ale uczy, czy to będzie kij wroga, który chce nas skrzywdzić? Tego dnia, było zbyt wiele niewiadomych, wraz z butelką wina, która wraz z kolejnym pociągnięciem łyka chyliła się ku końcowi.
Dwie kaczki przepłynęły spokojnie pod cypelkiem, na którym siedział Kapłan, kąpiąc się w zachodzącym słońcu. Pogoda wyjątkowo sprzyjała przemyśleniom, zwłaszcza takim, których nie chciał dopuszczać do siebie od dawna. Rozmyślał o porażce jaką powoli ponosił, błagając w duszy by był to tylko sen, z którego nie może się obudzić, jednak rzeczywistość szybko sprowadziła go do parteru, gdy przybył Wróg.
- Witaj, Jarku - rzekł Człowiek w Czerni, zasiadając na pobliskim kamieniu, spoglądając w stronę Mostu Pokoju. Jego twarz jak zwykle nie dała poznać po sobie emocji, niczym kamienny monument wzniesiony przez wielkiego artystę, niezłomny i godny czci. Siedział tak chwilę, oczekując że Jarek odezwie się choć słowem, lecz ten był zajęty własnymi rozmyśleniami przy winie, postanowił więc by kontynuować:
- Widzę, że nasze rozmówki zubożały. Myślałem że chociaż zapytasz czy przychodzę w jej sprawie.
- Jej? Jakiej jej?
- Wino chyba już całkowicie przytępiło ci zmysły. Zapewne nie wiesz tego co ja się dowiedziałem. Zapewne nie wiesz, jeszcze jednego, skoro nie korzystasz ze stanu względnej trzeźwości: Twój stary przyjaciel Kaufmann wyznaczył kolejną kandydatkę, a mówię ci o tym jedynie o tym, dlatego że wiem iż już przegrałeś. Nie ma szans powodzenia.
Tępy wzrok Człowieka w Czerni powędrował na Kapłana. Surowym wzrokiem ojca zmierzył go od stóp do głów i spoglądał tak przez dłuższą chwilę z pogardą, póki Kapłan się nie odezwał:
- Kobiety? Dziękuje, postoje. Nie chcę, żeby ktokolwiek miał już na mnie wpływ... Mam dosyć. Miało to wszystko pójść łatwo i gładko, ale nic nie idzie. Nie chcę być na bierząco, bo wiem że to i tak czy siak się zdarzy. Pytanie tylko, czy Dogen o tym wie.
Człowiek w Czerni odpowiedział z kamienną miną:
- Ja wiem wszystko i powiem ci po krótce: nie mają już do Ciebie zaufania. Wkrótce zapewne odwiedzą cię Skrzydlaci by wskazać ci odpowiednią drogę, ale to nic nie zmieni. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego?
- Ponieważ myślę że znalazłem sposób.
Kapłan przechylił ostatni łyk wina i powiedział:
- Wiesz, albo życie jest kurwą i lubi z nami pogrywać, albo to świat jest zły i samolubny. Nie chcę w to wnikać. Ale zrobię to co do mnie należy. Tak postępują żołnierze. Żołnierze nie idą do piekła - powiedział chybocząc się na kamieniu, na którym siedział, po czym wstał prawie wpadając do wody. Chwiejnym krokiem przeszedł z cypelku na pobliską fasadę z boku mostu i przysiadł na chwilę, oddalając się od swojego towarzysza, który odezwał się tymi słowami, spoglądając na przepływające kaczki:
- Nawet nie wiesz jak będziesz tego żałował. Wypuść mnie... Daj mi odejść... Daj mi zemstę - mówił potrząsając błagalnie rękami splecionymi w błagalnej pozie - To wszystko się skończy i będziesz mógł kontynuować swoje życie tak jak chcesz. Po prostu przestań się wahać. Widzę, że masz już dość, wysiadasz, jesteś wrakiem człowieka. Daj sobie odżyć - powiedział, zamieniając swą minę we współczucie.
- Nie nabiore sie na twoje marne gierki - rzekł lekko zataczając się, mimo że siedział. Pokiwał przecząc głową, tak jak by chciał zaprzeczyć samemu sobie i powiedział - Nie skrzywidzisz nikogo, nie pozwole na to, nie.
Człowiek w Czerni zdawał się niewzruszony. Zanim wstał i poszedł z cyplu, rzekł tylko:
- Zamknij w klatce jedną z mew, a odczujesz nieba gniew...
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Wrocław - Starówka
Nad Pasażem Pokoyhof świeciło dziś niemiłosierne słońce, które dżentelmenom kazało rozpiąć koszulę, a damom zdjąć swetry. W środku, pomiędzy boksami, ubrany w ciemny garnitur z czerwonym jak krew krawatem chodził Jarek, rozmawiając z klientami. Cały czas wypatrywał jednej osoby - siedzącej rząd dalej Katarzyny, która w całej swojej skromności zdawała się pochłaniać się pracą, lecz coś jej nie dawało spokoju. Możliwe że to był kroczący za nią wzrok Kapłana, za każdym razem gdy porywała się z miejsca w kierunku toalety, czy działu socjalnego. Wiedział, że trwa już drugi dzień zakładu - on kontra garnitur. Wiedział, że prędzej krew spłynie, niż odpuści ten ostatni pieprzony raz.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Wrocław - Starówka
-Widzę, że wracasz do gry. Chory, ale nie potrafisz sobie odjąć tej nutki waleczności.
Kapłan spoglądając w niebo, oderwał wzrok na chwilę i spojrzał na swojego Wroga:
- Heroizm, to jedyne co mi pozostało. Odebrałeś mi wszystko. Większość przyjaciół, kobiety, honor, szacunek, wiarę w siebie... Nie pozostaje mi nic innego jak modlitwa o to, abym pewnego dnia mógł poderżnąć ci gardło.
- Wiesz, kiedyś byłeś bardziej pewny siebie. Chciałeś mnie przekonywać, że jest inaczej jak jest, nawet gdy szedłeś na rekonesans do 1Tele. Ale sam już nie wierzysz w powodzenie. Chcesz oddalić agonię, która Cię trawi. Wypuśc mnie, a wiesz że to wszystko się skończy...
Kapłan przechylił łyka wina i z pewnym siebie uśmiechem spojrzał na Wroga:
- Spójrz na to wszystko z innej strony. Ja wiem, że nie jestem idealny, ale świat gnoi moje ideały. Nie mam łatwo, ale będę stawiał im czoła póki dam rady.
- Dopóki alkohol cie nie strawi - rzekł Człowiek w Czerni - Powiem ci jedno. Nie ufaj Linoge'owi i Kaufmann'owi. Prowadzą cie do zguby, rzucając ochłapy. Musisz ich zabić, by dostać się wyżej.
Kapłan spojrzał jeszcze raz na Wroga, po czym poszedł w stronę zachodu słońca. Człowiek w Czerni powiedział sam do siebie:
- Illuminantur ab amico meo moriturum...