10.2011r.
Wrocław - Wyspa Słodowa
- ZA GOOOONDOOOOOR!!! - takie krzyki dało się słyszeć tego wieczora na Wyspie Słodowej, głośno skandowane przez grupę podpitych osób. Chłód nie przeszkodził Wyspowiczom wybrać się na co piątkową imprezę, na której Kapłan bawił się dobrze jak nigdy. Wódka lała się litrami, nie zabrakło śpiewów z repertuaru Kazika Staszewskiego i wielu, wielu innych. Po jednej z takich podśpiewek, Jarek dojrzał starą blond-włosą kobietę - Jadźkę, która zmierzała powolnie w kierunku bawiącej się ekipy. Jadzia nazywana była "królową wyspy" i drugim wcieleniem popularnej Barbary Kwarc. Znajomi Jarka wiedzieli już co zamierza i szeptali "nie wołaj jej tu, nie wołaj!" ale ten zrobił co chciał:
- Jadźka! Chodź do nas!
Całej scenie przyglądał się siedzący kilka ławek dalej, wyraźnie posępiały Linoge, spoglądający to na bawiących się imprezowiczów, to na siedzącego po drugiej stronie wyspy Człowieka w Czerni. Można by rzec, że był czymś poważnie utrapiony, lecz na jego twarzy pojawił się uśmiech gdy tylko przysiadł się Kaufmann - niestrudzenie chodzący w szarym prochowcu, zakrywający swe oczy niezależnie od pory dnia i nocy okularami przeciwsłonecznymi.
- Cieszę się że się pojawiłeś. Mam wrażenie że wszyscy powoli tracimy siły i chęci - zagaił Linoge - Spodziewałeś się że Wróg przyjdzie? Jak w ogóle to ma się stać?
Kaufmann przetarł nos, i wyciągnął butelkę wódki oraz dwa metalowe kieliszki:
- Chcesz kieliszeczek?
- Nie, nie piję w pracy.
Kaufmann schował kieliszki i zamiast polać sobie do jednego, wlał zawartość w siebie potężnym łykiem.
- Widzisz Andre, po tym co mi zrobili, kiedy nie mogę już patrzeć na świat normalnie własnymi oczami, pozostaje już tylko pić.
Linoge skrzywił się lekko na sugestię swego towarzysza, odchrząknął wskazując swoje zniecierpliwienie, jak by chciał zasugerować, że pilno mu usłyszeć odpowiedź na jego wcześniej zadane pytania. Kaufmann kontynuował:
- Tak, tak, wiem. To było oczywiste że przyjdzie na ten spektakl. Ostatnim razem mało co nie przegrał. Teraz będzie pilnował, aby wszystko szło po jego myśli, niestety.
- A dziewczyna?
- Wszystko, jak widzę, idzie zgodnie z planem. Zaraz ta żulica zaciągnie go do niej. Później wszystko powinno pójść gładko.
W istocie, stało się tak. Linoge spojrzał w stronę bawiącej się ekipki i dojrzał jak Jadźka ciągnie Jarka za rękaw na ławkę nieopodal, gdzie posiadywały dwie osamotnione dziewczyny. Nie minęła chwila, a Jarek sprowadził je do towarzystwa, w którym się bawił. Andre począł kiwać głową, jak by chciał przytaknąć sam sobie, a po drugiej stronie wyspy, Człowiek w Czerni wymienił spojrzenie z Kaufmannem. Linoge przemówił:
- Nie wiem co dalej z tym wszystkim będzie... Kapłan jest zmęczony, Wróg zdeterminowany bardziej niż zwykle... To wszystko zagraża nam i misji. Myślę, że Jarek już długo nie da rady... Po Agacie zaczął mocniej popijać, topić smutki w alkoholu... Chyba zatracił sens swojej misji. Chyba już nie pamięta jak istotna jest ta sprawa. Po prostu popycha się do przodu, ale tak jak by nie wiedział gdzie idzie, a idąc czasem zbyt mocno się gibocze przyćmiony wódką.
Kaufmann pociągnął solidnie z butelki i odpalił papierosa skrywanego w wewnętrznej kieszeni swojego szarego prochowca, po czym rzekł:
- O niego się nie martw. Fakt, ostatnio podupada lekko, ale poradzi sobie. Wielu z nas w niego wierzy. Nie tak jak we mnie. Widać, że jest już tym wszystkim zmęczony, ale kto z nas nie jest?
Linoge ponownie lekko skrzywił się na sugestię Kaufmanna, ale zanim zdążył się odezwać jego towarzysz lekko podnosząc głos wyszeptał "Patrz! dzieje się! Oddał jej płaszcz!". Andre podniósł się z ławki by móc lepiej ujrzeć to, w co zdawał się nie za bardzo wierzyć:
- Wszystko zgodnie z planem. Oddał Magdzie płaszcz. Lada moment pakt zostanie zapieczętowany i nie będzie odwrotu - powiedział Kaufmann.
Obserwowali dłuższą chwilę, aż do momentu, gdy Magda i Jarek się pocałowali.
- Teraz wszystko w jego rękach - rzekł Kaufmann ponownie pociągając z butelki - Na mnie już czas, nie mam ochoty tutaj siedzieć. Trzymaj się Andre i uważaj na Operatora. Nie wydaje się być zadowolony.
Panowie pożegnali się, a Linoge dalej przenikliwie patrzył w stronę zajmującej się sobą pary. Nie minął kwadrans, a u jego boku pojawił się Człowiek w Czerni.
- Witaj, Linoge. Widzę, że gra trwa dalej. Przyszedłeś się pośmiać czy napić?
- Po prostu popatrzeć i wolał bym jak byś dalej siedział po drugiej stronie.
- Popatrzeć? Hah! A ja już myślałem że Konsorcjonalna egzekutywa cię przysłała wraz z tym niedołężnym starcem.
- Nie. Po prostu przyszliśmy popatrzeć...
Człowiek w Czerni usiadł na ławce i rozłożył się po niej całymi ramionami, tak jak by siedział na wygodnej kanapie we własnym domu.
- Przyszliście popatrzeć... Wiesz, że źle się to kończy, to całe patrzenie, Linoge. Kaufmann swoje dalekowidzenie i wybieranie kandydatek na zapas przepłacił wypaleniem oczu przez samego Rafaela. Może i ciebie czeka taki los?
Linoge ponownie się skrzywił, popatrzył surowym wzrokiem na kompana i obrócił głowę spowrotem w stronę imprezowiczów. Wróg odezwał się na to:
- Widzę że nie jesteś zbyt rozmowny. Więc zdradzę ci tajemnicę i pójdę sobie. Tajemnicę a propo Kapłana i Magdy... Ja też potrafię spojrzeć na przód... To się skończy szybciej niż myślisz i będzie to na prawdę solidnie ulewny dzień.
Linoge odwrócił się na pięcie i odszedł bez słowa.
How come this wasted time is such a loss expressed on my side?
I'd give you everything if you just let me stand beside you
Your kind is so amused and still confused by what you live with
Your darkness just won't go away
Your light, it's time for you to shine on today
Nothing but darkness in me
How come these things you say they always seem to grow and haunt me?
I'd give you everything if you just let me stand beside you
You seem to think that I would let things slide and have you change me
This darkness just won't go away
No light, inside for me to shine on today
Nothing but darkness in me
Darkness, night time
No moon in the sky tonight
Feeling like our lives been tucked away, today
Life is darkness, forever remain, and again...