Naprawdę chciałbym tutaj napisać coś wesołego. Naprawdę chciałbym mieć do tego powód...
W sumie powinienem się już przyzwyczaić, ale i tak zawsze to jakoś tak przykro się robi. Wspaniała majówka. Do tej pory było stabilnie. Chujowo co prawda, ale jakoś tam stabilnie. No, ale przecież nic nie trwa wiecznie... Tej majówki wydarzyło się kilka dołujących rzeczy. Jedne mniej, drugie bardziej. Zamiast cieszyć się z wolnego, kilkudniowego weekendu, to musiałem się użerać z problemami życiowo/rodzinno/egzystencjalnymi. (nie można nic skreślić, bo wszystko wystąpiło)
Dlaczego mam zawsze pod górę? Czym sobie kurwa zasłużyłem? Co ja takiego komu zrobiłem? Nie kradnę, nie biję, nie pluję pod nogi... Zdarzy się nawet i wspomagać potrzebujących, mniej lub bardziej. I gdzie ta karma zajebana? Nie ma karmy. Jest wieczne nieszczęście. Za jakie kurwa grzechy? Ja dużo nie chcę, jeden promyczek. Jedno zaćwierkanie ptaszka. A tymczasem co?
"jestem psem tresowanym, co nic nie dostaje w zamian, tylko jeszcze z liścia na twarz i ani dziękuję, ani spierdalaj"
Halo? Życie? TY KURWO JEBANA!