moja mama nauczyła mnie najważniejszego: nigdy nie pomagaj mężczyźnie, jeśli cię kocha, znajdzie cię wszędzie.
Nic mnie tak nie buduje jak myśl, że w końcu i tak umrę. I może nastąpi to szybciej, niż myślę. A może szybciej, niż Wy myślicie. A może każde z nas się zdziwi. Wiem tylko, że kiedyś umrę i to na razie jako jedyne sprawia, że chce mi się żyć.
uświadomiłam sobie, że za 4 miesięcy matura, o której wręcz śnię po nocach, ze strachu. Ferie się kończą, a to była jedyna bariera, która nie pozwalała mi o niej myśleć. Jeszcze podczas nich wierzyłam w tę przepaść między mną a maturą, myślałam, że to nigdy nie nastąpi, że czas nie upłynie, że zawsze będę w tym samym miejscu. Ale to nieprawda, dni się kończą, zaczynają się kolejne, które tylko zbliżają mnie do tego egzaminu. Mam się czego bać? Bo ze strachu czasem płaczę i nie chcę tego doczekać. Ale z drugiej strony, może nie będzie tak źle. Boję się tylko tego, dokąd potem pójdę i gdzie będzie można obserwować mój upadek. Bo tak naprawdę to wiem, że nie spełniłam się w życiu, nawet na daną chwilę mam tę pewność. Cokolwiek się jeszcze wydarzy, nie zwróci mi już tych przepłakanych nocy i przelamentowanych dni, po prostu za dużo ich było. Nie winię nikogo i nikomu nie zarzucam tego, co działo się ze mną przez przeżyte lata- sama sobie jestem winna. Moja słabość i moja psychika niezdolna do podjęcia walki w obronie samej siebie. I ja, niezdolna do adnego czynu, jeśli chodzi o samoobronę. A może to autodestrukcja. A może to zamierzona, celowa śmierć psychiczna. Ja tylko wiem, że o mnie najwięcej wie ona, a ona nie pozwoli mi odejść. Kocham ją.