I staje się tym kim, najbardziej nie chciałem być
Stoi przy mnie tyle osób, a nie zna mnie prawie nikt
Piję parę piw, i wracam do domu sam
Świat za oknami śpi, a mi się wcale nie chcę spać
Teraz raczej nikt, nie pląta się tu tak jak ja
Mają własne sny, z imś, kto śpi obok od lat
Jest tyle spraw, którymi chciałbym się podzielić
Ale nie mam jak, bo nie mam tej drugiej części
Dostałem tyle rad i słyszałem tyle obietnic
Może jestem dobry na raz, może dwa potem skreślić
Po ogniu, został popiół, dziś to już nie kpiny
To wszystko wokół zmusza mnie do defensywy
A ja zostałem gdzieś z przodu, sam na polu bitwy
Nie odbieram już sygnałów jak zepsute satelity
Czasem nie ma happy endów, a żyć z tym trzeba
To tak jak kawałek piosenki bez refrenu, ale z chwilą uniesienia...