Średnio fajnie. Najpierw się robi a potem myśli, a potem się żałuje bo wyszło jeszcze gorzej niż mogłoby się wydawać. A wydawać by się mogło, że wyszło mi to na rękę, ale jeśli jest to przykrość dla najważniejszego dla mnie człowieka.. to widzę to w całkiem innym świetle. Czuję się okropnie i nie wiem czy zasługuję na kogokolwiek, kto jest dla mnie tak dobry.. A najgorsze jest to, że już nigdy tego nie odwrócę i nie odzyskam utraconego zaufania w pełni.
Z drugiej zaś strony.. musiała być jakaś myśl zapalająca to wszystko, coś co spowodowało że w jednej chwili posunęłam się o krok za daleko. Coś, co mnie musiało do tego wszystkiego popchnąć, i sama sobie tego z palca nie wyssałam.. moje obiekcje na cały ten obraz okazały się trafne i czuję się.. jakbym została skopana poniżej pasa.
Powinnam dojść do wniosku, że ktoś musi ponosić za to wszystko odpowiedzialność, bo sama tego wszystkiego nie narobiłam i jakieś podstawy do takich poglądów muszę mieć.
I dalej do niczego nie doszłam. ;x
'Nikt nie zapala światła po to, aby je ukrywać za zamkniętymi drzwiami: celem światła jest roztaczanie blasku, otwieranie oczu, ukazywanie cudów, które dzieją się dookoła.
Nikt nie poświęca w ofierze najcenniejszej rzeczy jaką posiada: miłości.
Nikt nie powierza swoich marzeń tym, którzy mogą je zniszczyć.'
.