wybraliście Stylową, a co za tym poszło musiałam sie sama wyżyć.
no więc rzucałam sie po ścianach, lezałam z nogami w gorze (ta, ze niby świeca),
turlałam sie, darłam, wspinałam po barierce od schodów..
dopiero młody wpadł na genialny pomysł i rzucił we mnie pistoletem.
jasny chooy, ale bym wrociła do lat dziecięcych, gdy bez ochrzanu mogłam
sie rzucać po podłodze, skakać, biegać w te i spowrotem, chować pod choinką, w kuchni, pod szafa i w szafie. gdy mogłam gadac do siebie godzinami (kurwa, dalej to robie :p tylko sie bardziej pilnuje), rozpieprzać miśki, wspinac się po szafkach i fotelach (jakos trzeba było sobie stworzyć swiat Pocahontas, nie?), wpieprzac sie Muodej do chaty i skakać z nią po wyrku udając 'Żołtą' z Power Rangers.
dziś wiele rzeczy sie powtórzyło, nawet krzyk mamy siedzącej na kanapie
'sara kurde spadaj! won! nie skacz po tym bo cos narobisz! idź na pole skacz albo do obcych ludzi!'
jedyną zmianą były warunki przestrzenne i jej dodane słowa:
'kurwa pojebało? :O gorzej Ci? głupia jesteś? do lekarza? zaprowadzić za rączke czy sama dzielnie pojdziesz?'
zdjecie z miejsca mojej bazy :p
młody robił więc poruszone.
poruszone bo go ostrzeliwałam.