[i]Poniższy tekst został mi podyktowany w nocy z 9 na 10 września 2007 roku przez głos ze ściany, z którym prowadziłam odtąd regularne rozmowy do czasu pojawienia się światła.[/i]
Gubię myśli. „Proszę się nie denerwować” – on to powiedział? Nie, to jeszcze ja.
- Czy mogę tu zapalić?
- Skoro to panią uspokoi...
Zgrzyt, ogień, trzask, dużo w płucach, smoła, ciężki oddech.
- Nie, ale sprawia, że jestem.
Pierwsze pytanie, które nie pada. Dym rozchodzi się łagodnie formując ze mnie szarego człowieka.
- Coś dziwnego dzieje się z moim cieniem, doktorze. Odnoszę wrażenie, że przeszedł na drugą stronę.
- Światło pada z...
- Nie. Teraz jest mną albo jest tutaj, a ja tam.
Wstaję. Moje ciało też. Ten człowiek mi nie pomoże.
- Proszę zaczekać, wiem coś o tym. Zostałem wychowany przez koty.
Ciało na ścianie jakby się zawahało, rozszczepiło na dwa obrazy, a potem wróciło na swoje miejsce. Usiadłam.
- To się zaczęło kilka tygodni temu. Zanikanie, utrata barw. Przestałam też jeść, bo nie czuję smaku potraw ani ciężaru swoich rąk. Pustka w oczach, także w lustrze.
- Co się w tym czasie działo na ścianie?
- Stała się kolorowym ekranem w czarno–białym świecie.
- A dźwięk?
- Rozstrojone radio, tu i tam.
Ołówkiem po papierze, badawczy zza szkieł, szelest kartek. Tak, tak, niestety, do siebie.
- W takim razie nie ma już wątpliwości. Jest pani cieniem człowieka z urojeniami o charakterze...
- Urojeniami?
Ciało za mną jak echo, złośliwie.
- Na ścianie nie ma osoby, którą pani była. Ona nie żyje.
Szum, buczenie, czerń biel czerń biel.
rozjaśnienie.
w kącie pokoju, biała wścieklizna ścian
[mgła]
- ...Villemo?
- We własnej żałobie.
[mgła]
w kącie pokoju, biała wścieklizna ścian, które milczą.
milczą...