Bardzo lubię to miejsce.
Taki park 10/15 minut od mojego domu, tuż pod moją starą szkołą.
Kieyś bardzo lubiłam tam przychodzić.
Potrafiłam tam przesiadywać godzinami <3
Przychodziłam tam żeby się uspokoić, kiedy byłam smutna. Pomarzyć, kiedy byłam szczęśliwa. Pisać, w okresie, kiedy pisałam. Czytać. Biegać.
Ten park, jest taki mój <3 Zawsze, kiedy tylko tam przyjdę czuję się taka wyciszona, z daleka od całego mojego życia. (No chyba, że akurat biegam xD)
Czasem, siedząc już którąś godzinę w tym parku myślalam sobie, jakby to było poznać tam jakiegoś chłopaka. Który by siedział tam, tak samo jak ja. I tak byśmy siedzieli na początku wcale nie rozmawiając.
Ogólnie, o różnych rzeczach zdarzało mi się tam myśleć.
Wczoraj pierwszy raz od dawna poszłam do tego parku.
Usiadłam tam sobie myśląc o niczym. Patrzyłam na słońce, drzewa. Wspominałam.
I nagle....
Usiadł obok mnie jakiś koleś !
Za bardzo nie gadaliśmy.
Przypuszczam, że chciał zarywać, ale zabrakło mu języka w gębie, bo coś nawijał o swoim psie a potem zamilkł. Zdziwiłam się, ale potem sobie pomyślalam, że w sumie, to własnie spełniło się takie moje mini-marzenie.
Po chwili niezręczności musiałam już iść, ale chce mi się trochę śmiać z tej sytuacji. No cóż. Kolejny dowód na to, że marzenia się spełniają