Po krótkim zastanowieniu się i kilku komentarzach zachęcających postanowiłam założyć bloga o tematyce twarzowo-włosowej. Na pierwszy ogień idzie moja włosowa historia.
Moje włosomaniactwo zaczęło się chyba w październiku II klasy LO kiedy to szukając informacji na temat nafty kosmetycznej i jej działania wpadłam na bloga Anwen. I jak się domyślacie, przepadłam. Na początku sceptycznie podchodziłam do babcinych sposobów. Uważałam, że skoro ludzie używają kosmetyków drogeryjnych i żyją to znaczy, że z tymi naturalnymi jest coś nie tak (wtedy nie były jeszcze tak popularne jak teraz) i muszę być ostrożna. Nakładałam, więc raz, czy 2 w tyg. łyżkę nafty na połowę włosów, a potem zmywałam i nakładałam silikonową odżywkę z elseve lub jakieś inne cuda. Gdzieś wyczytałam i niesamowitych właściwościach oleju rycynowego, więc zaczęłam go wcierać w moje zakola. Taaak, ja miałam zakola. Wstyd było mi związać włosy, bo zaraz były widoczne moje łyse boki. Do tej pory po prawej stronie nie mam włosów, ale tam widocznie nie ma co wyrosnąć. Od gimnazjum brałam skrzypovitę itd., którą przepisała mi dermatolog na wypadanie włosów. No cóż durne diety nie mogły przejść bez echa.
Na blogach trwała akacja na picie skrzypokrzywy, więc i ja zaczęłam parzyć swoje ziółka i porzuciłam tabletki. Dorzuciłam jeszcze bratek na cerę. Niedługo potem otworzyli Rossmanna w moim mieście. Cóż to było za święto! Wreszcie mogłam wypróbować kosmetyki alterry i isany tak zachwalane na blogach. Oczywiście zmieniłam szampon, pierwszy chyba był ten do delikatnej skóry z migdałem. Od razu uspokoił moją skórę głowy i skończyły się problemy z łupieżem, z którym męczyłam się kilka lat. Do tego odżywka z granatem i isana żółta. Skalp myłam szamponem, resztę włosów isaną, a potem nakładałam alterrę. Potem zmieniłam isanę na tę z olejkiem babassu, jednak u mnie nie dawał takich spektakularnych efektów i wróciłam do żółtej. Moje włosy nie buntowały się jakoś specjalnie po zmianie pielęgnacji bez silikonów jak to miało miejsce u niektórych dziewczyn. Pierwszym olejkiem do włosów był babydream. Nie pamiętam już jego działania, ale krzywdy na pewno mi nie zrobił. Miałam też krótką przygodę z szamponem babydream, który niestety włosów nie domył i do tego znów pojawił się łupież. Szamponów z alterry próbowałam chyba wszystkich. Najbardziej lubię z kofeiną i do włosów farbowanych. Odżywka została tylko z granatem, ale nie płaczę bo morelowej. Słabo nawilżała. W miarę wkręcania się w blogi i włosomaniactwo, zaczęłam stosować różne domowe sposoby. Okazało się także, że moje włosy pięknie się falują, a czasem nawet pokręcą ugniatanie na żel lniany. Najbardziej lubię maskę z żółtkiem jajka, łyżką oleju ( np. alterra papaja i coś tam :D, rycynowego ), sokiem z cytryny, łyżką nafty, łyżką odżywki, zagęszczonym sokiem z aloesu. Włosy po niej są odżywione, wygładzone, ładnie się układają i błyszczą. Póki piłam ziółka ( od kilku miesięcy tego nie robię z lenistwa) płukałam też czasami nimi włosy. Unoszą włosy u nasady i przedłużają świeżość. Brałam też calcium pantothenicum, stosowałam wcierkę jantar, która przyczyniła się do wysypu babyhair i pozbycia się zakoli. Przez kilka miesięcy jadłam też codziennie łyżkę lnu, który także przyczynił się do zagęszczenia włosów i poprawienia stanu skóry. W klasie maturalnej strasznie się rozleniwiłam, ale mam zamiar wrócić do tego, bo naprawdę świetnie działało. Włosy podcinam co kilka miesięcy, był okres gdy robiłam to co miesiąc w celu wyrównania końców. Teraz już tego nie potrzebują, bo nie niszczą się tak łatwo. Na chwilę obecną mają jakieś 68cm. Podetnę je jednak niedługo, bo mam zamiar je pofarbować.
Myślę, że chyba streściłam wszystko, chociaż z pewnością o czymś zapomniałam. Trudno odtworzyć 2 lata i nie napisać przy tym noweli. O, zapomniałam dodać, że co jakiś czas farbuję włosy szamponami koloryzującymi do 28 myć, albo tymi na kilka. Zazwyczaj na czekoladowy brąz. Naturalne włosy miałam jasne, czasami lekko rude, innym razem złote. Teraz mi ściemniały. I sama nie wiem jaki to jest kolor.
Moja pielęgnacja włosów jest teraz bardzo minimalna:
mycie: szampon alterra z kofeiną lub do włosów farbowanych,
odżywka: alterra z granatem pomieszana z isaną do włosów farbowanych
maska: raz w tyg. najczęściej w niedzielę domowa maska ze wszystkiego co się nadaje
oleje: teraz już rzadziej, kiedy mi się przypomni, najczęściej alterra papaja i migdał (?)
inne: ostatnie płukanie robię zimną wodą, dzięki temu włosy ładnie się błyszczą, czasami dodaję parę kropel soku z cytryny i aloesu, co jakiś czas (nie częściej niż dwa tyg.) laminuję włosy żelatyną.
Jeśli macie jakieś pytania, coś jest niezrozumiałe pytajcie śmiało. :)