Okej. Już po 22, Małż poszedł spać, a ja w końcu klapen dupen na kanapen.
Zrobiłam sobie herbatkę z cytryną, cisza w eterze - mogę pisać.
Opowiem Wam nieśmieszną historię, której niestety jestem bohaterką. A w sumie nie ja, a moje siuśki. I krew też. Poprzednim razem pisałam Wam, że byłam na piku-piku. No, bo byłam. Krew elegancko pobrana, sik oddany jeszcze ciepły. Drugiego dnia powinnam odebrać wyniki, ale nie, odebrałam za to telefon... Dziwny dość, się zaraz przekonacie. Dzień dobry, przepraszamy, pani siuśki i krew zaginęły. Przepraszamy, nie wiemy co się stanęło się. Zapraszamy na kolejne tortury, rano godzina 7, na czczo, oj tam, oj tam, parę razy znowu dziabniemy, siniaczków do kolekcji będzie trochę. No i nie zapomnieć o siuśkach. Wściekła taka ja, no bo jak, jak to w ogóle, możliwe takie? Ukradli? Handel żywym sikiem? Chcą mnie sklonować? Żartują oni? GDZIE JEST MOJA KREW, się pytam??? Ale cóż ja biedny, mały, szary człowiek mogę? Na drugi dzień zaś dawaj, piku-piku, w tą samą żyłę, kurweł, lewą nogą wstałam, zła na cały świat, no bo GDZIE JEST MOJA KREW, się ciągle pytałam? Ja piermandole. Przeżyłam to. Już nie zgubili, już nie wyparowało, odebrałam dzisiaj całkiem ładne wyniki. Ale krew dalej mnie zalewa! Nieśmieszna historia, prawda? Polska służba zdrowia, hip-hip! Hurra!
Tak patrzę na to zdjęcie, i chyba niewiele panien młodych w swój wielki dzień decyduje się na grzywki, prawda?
Ale kurde, zobaczcie - młoda z grzywą, świadkową z grzywą, rodzicielka też grzywiasta. Grzywki górą! ;)
A tak na szybko (no prawie, oprócz nawiasów) , wspominając minione dni i planując następne:
- poniedziałek, pierwsza próba oddania krwi i moczu, szponcenie z Małżem w Kato
- wtorek, zakupy z Becią i Szymkiem (korzystając z okazji nawiasu, opowiem kolejną nieśmieszną historię. Nie wiem jak, i nie wiem dlaczemu, ale miałam wyłączony głos w telefonie. Rodzice dzwonili do mnie dziesiątki razy, aż w końcu zaczęli się bać, że coś mi się stanęło, że zaginęłam, zemdlałam, umarłam, i już nie wrócę. A ja? Na luźnych majtach, shopping, swag, yolo, carpe diem, wiatr we włosach. Raz człowiek wyszedł z domu i nie dał znać, i już go uśmiercają. Troska rodzica niepojęta <3 )
- środa, druga próba oddania krwi i moczu. Zła na cały świat, prawie wyszłam z siebie i stanęłam obok - wyżyłam się porządkami w domu. Praca bardzo, zmęczenie dużo, zasłużony kebabs z dowozem do domu, Błaszczyki szczęście mocno.
- czwartek (dzisiaj) , po dwóch próbach, w końcu zwycięstwo - odebrane wyniki! Spacer z Patisonkiem, Da Grasso i Biały Łabędź, oł jea bicz! Brzuszek najedzony, brzuszek szczęśliwy. Pysznie! Kocham Ją!
- jutro, wizyta u lekarza. Tak BARDZO chcę już wiedzieć, czy wszystko jest w porządku... Wyniki całkiem, całkiem, ale kurde, kurde! Chcę już jutro! Dajcie mi jutro, godzinę 17:00!
- sobota, zajęcia w pracowni makijażu od 8 do 17, a wieczorkiem urodziny Tomasza! Umc umc umc!
- niedziela, zajęcia w pracowni makijażu, nie zgadniecie... Od 8 do 17 :c
W międzyczasie pewnie jeszcze coś z Robem poszponcimy, najbardziej jednak wyczekuję majóweczki! <3
Złożyło się tak też, że na tegoroczne wakacje nad morze, jedziemy z rodzinką Malesków! Can't wait! :D
Niedługo wybieramy się na komunię kuzyna. Macie jakieś pomysły, co oprócz kasiurki?
Jaki prezent rzeczowy mógłby go cieszyć? Będziemy wdzięczni za wszelką podpowiedź :)
Całuski i do następnego, pierdziochy! :* :* :*
Inni zdjęcia: farewell Ozzy O. deadweather... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24