Zakopane jest przepiękne. Myślę, że nigdy się nam nie znudzi, choćbyśmy mieli codziennie chodzić tylko po Krupówkach. Ale to chyba po prostu nasze magiczne miejsce... Wystarczy, że tam jesteśmy, nie potrzebujemy wtedy wiele. Jak to z urlopem bywa, skończył się zdecydowanie za szybko, ale jak wiadomo - wszystko co dobre szybko się kończy. Udało nam się zdobyć kilka dobrych wspomnień do kolekcji, cieszę się, że będziemy dzielić je razem z Pelborami. Naszymi zmorami. Całuję.
Poza tym czuję jakby życie przygniatało moją twarz do ziemi. Butem. Ciężkim. Noszę w sobie ból, z którym nie potrafię z nikim się podzielić, przez co czuję się samotna jak nigdy dotąd. A przecież mogę zwierzyć się i prosić o pocieszenie tyle bliskich mi osób. Ale nie chcę. Nie mogę. Boję się. I jestem pojebana, bo piszę tutaj o tym. Ale widocznie jestem tak zdesperowana. Samotna przez duże S, a nawet duże A, M, O, T, N i A. Przepraszam z góry moje gwiazdy, które to przeczytają. Nie bądźcie złe, po prostu nie możecie mi pomóc, dlatego milczę. Dlaczego staję się coraz bardziej zamkniętą konserwą? I czy znajdzie się ktoś, kto będzie na tyle silny i uparty, żeby próbować mnie otworzyć? Jest mi tak bardzo ciężko... Czy moja historia zakończy się happy endem? Tak bardzo nie chcę się otworzyć, czuję się jak puszka Pandory. Najchętniej nie wychodziłabym z domu i chociaż mówi się, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, to ja chyba tego potrzebuję. Coraz bardziej czuć wiosnę, mam nadzieję, że niedługo zawita i przyniesie ze sobą lepsze dni. Chciałabym móc wierzyć. Mieć nadzieję. Ale chyba coraz bardziej staję się realistką, o ile nie pesymistką. To nie ułatwia sprawy. Nie wiem dlaczego spotyka mnie to wszystko, w poprzednim wcieleniu musiałam chyba być złym człowiekiem, jeżeli wierzyć w takie rzeczy. Jeżeli dobro do nas nie wraca, to nie wiem czy opłaca się być porządnym... Niedługo przestanę chyba wierzyć w cokolwiek, to strasznie smutne. Pomocy. Bez odbioru.