Znowu z fajerwerków, ale więcej nie będzie.
Fajnie byłoby wywalić tu teraz tę popieprzoną część. Napisanie tego wszystkiego byłoby jednak egoistyczne i jedyne co osiągnę, to zakłopotanie i jeszcze więcej ciszy. Bycie racjonalnym nie zawsze jest dobre. (Czy to już tak teraz będzie? Czy tak właśnie chcę? Czy to jeszcze w ogóle ma znaczenie?)
I jechać tak przed siebie, szybko, w nocy, pod rozgwieżdżonym niebem, z tym, tak głośno, jak się da, być może śmiejąc się szaleńczo, ale smutno i zostawić za sobą wszystko, tak po prostu... (Czy jest tu ktoś?)
(Aż nic nie zostanie.)